Góra lodowa oderwała się od Antarktydy. Ma ogromną powierzchnię, która sięga około 1,5 tys. km kwadratowych, czyli jest aż trzy razy większa od Warszawy. Grubość góry to aż 150 metrów. Pierwsze pęknięcie na tym szelfie zaobserwowano już 10 lat temu. Nie da się ukryć, że topnienie lodowców to poważny problem, na co wpływa ma, ocieplenie klimatu. To z kolei wpływa na podnoszenie się poziomu wód w oceanach. Jednak czy ostatnie zjawisko na Antarktydzie ma z tym związek? Naukowcy zabierają głos w tej sprawie.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Naukowcy z British Antarctic Survey poinformowali, że od Antarktydy oderwała się naprawdę ogromna góra lodowa, która jest większa niż Londyn. Wpływ na taką sytuację mogło mieć zeszłoroczne odkrycie naukowców. Podano wówczas informację, że pod lądolodem na Antarktydzie znajduje się rzeka, która ma długość aż 460 km. Jej obecność może się przyczyniać do szybkiego topnienia lodowców. Jednak czy na opisywane zjawisko mogło mieć wpływ globalne ocieplenie?
Rządowa organizacja British Antarctic Survey wydała oświadczenie w tej sprawie. Głównej roli nie odegrało tutaj wcale ocieplenie klimatu, a naturalne zjawisko.
Wydarzenie cielenia od lodowca było spodziewane i jest częścią naturalnego zachowania szelfu lodowego Brunt. Nie jest związane ze zmianami klimatu
– podał Dominic Hodgson, naukowiec z British Antarctic Survey.
Pęknięcie miało miejsce już w 2015 r. Dlatego stacja badawcza Halley VI musiała przenieść się w głąb Antarktydy. Prawdopodobnie po ostatnich wydarzeniach będzie musiała zrobić to ponownie.
Należy podkreślić jeszcze raz. Oderwanie się ogromnej góry lodowej nie ma związku z ociepleniem klimatu, a z naturalnym procesem, które określa się mianem cielenia się lodowców. Termin ten określa naturalne odłamywanie się fragmentów lodowca, które po oderwaniu stają się górami lodowymi.