"Przysięgamy, że bierzemy udział w igrzyskach olimpijskich jako lojalni zawodnicy, przestrzegając reguł rządzących igrzyskami i pragnąc wykazać się duchem rycerskości dla honoru naszych krajów i dla chwały sportu" - brzmi pełna wersja przysięgi spisanej przez szermierza, Victora Boina przy okazji letnich igrzysk olimpijskich w Belgii (1920). Belg chciał w ten sposób uczcić ducha sportu. Ducha, którego wielu nie miało na długo przed rozpoczęciem igrzysk i którego wielokrotnie zatracono w kolejnych zawodach.
Tom Hicks (ur. 1876; zm. 1952) to swego rodzaju prekursor stosowania niedozwolonych substancji przez sportowców. Był rok 1904. Tamtejsze igrzyska olimpijskie to materiał na film. Zawody odbywały się wtedy w St. Louis, mieście położonym w stanie Luizjana w USA. Hicks od kilku lat był obecny na amerykańskiej scenie biegów długodystansowych - w 1900 roku zajął szóste miejsce w Bostonie, a w 1901 r. był piąty.
Tego dnia warunki nie były zbyt sprzyjające. Maratończycy musieli biec w temperaturze co najmniej 28 stopni Celsjusza. Niektóre źródła podają nawet ponad 30 stopni Celsjusza (90 stopni Fahrenheita). W trakcie maratonu nie było żadnych punktów nawadniania poza jedną studnią w połowie dystansu, a samochody jadące za biegiem wzbijały mnóstwo kurzu.
Hicks sięgnął wtedy po olimpijskie złoto, ale na metę nie dotarł jako pierwszy. Przed nim zrobił to Fred Lorz. Później okazało się, że w trakcie biegu Lorza złapały skurcze. Dlatego wsiadł do samochodu i pokonał nim dystans ponad 16 kilometrów. Pojazd zepsuł się na siedem kilometrów przed metą, a Amerykanin zdecydował się z niego wysiąść i dobiec do mety jako pierwszy. Komisja nie mogła jednak pozwolić, aby Lorz zatrzymał medal.
Krążek trafił więc w ręce Hicksa, jednak on również nie ukończył wyścigu bez wspomagaczy. Odwodniony i wycieńczony zawodnik zwalniał. Decyzja trenerów była więc prosta: pomagamy mu, aby dobiegł do mety. Dlatego zdecydowali się podać Hicksowi strychninę, środek dopingujący ale jednocześnie niezwykle niebezpieczną truciznę. Pierwszą dawkę podano mu w postaci "napoju izotonicznego". Strychninę wymieszano z białkami jaj. Kolejne kilometry sprawiały, że Amerykanin znów zwalniał. Zmieszanie substancji z wodą było niemożliwe, więc tym razem trenerzy uznali, że będą nawilżać mu usta. Czego użyli? Strychniny zmieszanej z brandy (alkohol).
Gdy Hicks dobiegł do mety, padł na ziemię. Lekarze zaopiekowali się zawodnikiem, ale przyjęta dawka trucizny niemal uśmierciła maratończyka. To był jego ostatni bieg. Te wydarzenia sprawiły, że przeszedł na emeryturę.
Strychnina to związek chemiczny posiadający silne właściwości toksyczne. Rzadko stosowany w medycynie, jednak pod postacią azotanu może być wykorzystany jako środek pobudzający w zaburzeniach krążenia, oddychania i osłabienia. Zbyt duża dawka podana człowiekowi blokuje synapsy hamujące, co w efekcie wzmaga pobudzenie neuronów. Śmierć następuje wskutek uduszenia w następstwie skurczu tonicznego mięśni oddechowych.
Niedozwolone substancje towarzyszą sportowcom od dziesiątek, jak nie setek lat. W historii mamy wiele przykładów stosowania ich. Często po to, aby być lepszym od innych. Czasami też po to, aby wytrzymać tempo, jakie narzucają sobie sportowcy walczący o najwyższe cele. Nie tak dawno było głośno o przypadku Kamiły Walijewy, która wystartowała w zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie, choć jej test antydopingowy dał wynik pozytywny. Więcej o historii młodej Rosjanki przeczytasz TUTAJ>>>.
Więcej informacji sportowych znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
Igrzyska olimpijskie z 1904 roku pokazały wiele różnych oblicz sportowców. W maratonie, który wygrał Hicks, brał też udział Felix Carvajal. Zawodnik bez trenera, bez sponsorów pobiegł tak po prostu i zakończył wyścig na 4. miejscu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że po drodze rozmawiał z ustawionymi wzdłuż trasy gapiami, w trakcie biegu zgłodniał, więc zbiegł do pobliskiego sadu, aby zjeść jabłko, a na koniec uciął sobie w tym sadzie drzemkę. HWarto też wspomnieć o dwóch innych uczestnikach olimpijskiego maratonu - oni z kolei byli gonieni przez agresywne i wściekłe psy.