Zabłudów to miasteczko w województwie podlaskim, które znajduje się 20 km od Białegostoku. Dziś nie jest ono powszechnie znane, jednak w 1965 r. było na językach prawie wszystkich Polaków, a to za sprawą "cudu", który miał miejsce na zabłudowskiej łące. 14-letniej Jadwidze miała się tam ukazać Matka Boska, która przekazała jej ważne informacje. Kiedy wieść o objawieniu się rozniosła, do miasteczka zaczęli przybywać liczni pielgrzymi. Momentem kulminacyjnym był 30 maja - dzień wyborów do Sejmu, a zarazem ostatniego obajwienia. Tego dnia wybuchła też bitwa pomiędzy wierzącymi a funkcjonariuszami ZOMO.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
14-letnia Jadwiga Jakubowska z Zabłudowa pochodziła z biednej rodziny, była dzieckiem Marii i Zygmunta. Uczennica lokalnej szkoły podstawowej była osobą bardzo wierzącą. Matka nastolatki była ciężko chora, dlatego Jadwiga żarliwie modliła się o jej uzdrowienie.
13 maja 1965 r. o zachodzie słońca 14-latka ujrzała na łące coś nietypowego. Wystraszyła się dziwnego zjawiska, dlatego szybko wróciła do domu i opowiedziała o nim swoim rodzicom. Stwierdziła, że pojawiła się przed nią piękna, ubrana w białą suknię i niebieski płaszcz postać o niebieskich oczach, która miała na głowie koronę i unosiła się na obłoku. Jadwiga była przekonana, że postać, którą widziała, to Matka Boska. Nastolatka powiedziała rodzicom, że Maryja pokazała się jej, by prosić, aby ludzie więcej się modlili i nawracali. Na dodatek zjawa miała zapewnić, że matka Jadwigi wyzdrowieje.
Rodzice dziewczynki mieli wątpliwości co do opowieści córki. Zwrócili jednak uwagę na strach Jadwigi i ostatecznie stwierdzili, że 14-latka nie mogłaby zmyślić takiej historii. Uwierzyli w cudowne objawienie Matki Boskiej. Matka Jadwigi miała poczuć się lepiej już kolejnego dnia. Rodzice dziewczynki postanowili poinformować o zaistniałej sytuacji proboszcza ks. Jana Skarżyńskiego.
Informacje, które rodzina Jakubowskich przedstawiła proboszczowi, wzbudziła w nim podejrzenia. Ksiądz Jan poprosił przybyłych o zachowanie sprawy w tajemnicy. Powiedział również, że jeżeli faktycznie Jadwidze ukazała się boska postać, powinna pojawić się jeszcze raz. Rodzina nie posłuchała prośby i opowiedziała historię wikaremu, ks. Bronisławowi Poźniakowi. On również podszedł do historii o cudzie z pewną rezerwą. Do opowieści Jadwigi sceptycznie potrzedł także biskup archidiecezji białostockiej.
Zaledwie tydzień po pierwszym objawieniu Jadwiga miała zobaczyć boską postać po raz drugi. Stało się to na tej samej łące i o podobnej godzinie. 14-latka twierdziła, że po raz kolejny usłyszała prośbę o gorliwą modlitwę ludzi. Matka Boska podobno zapewniła Jadwigę, że ukaże jej się po raz kolejny za trzy dni.
Część ludności Zabłudowa postanowiła przygotować się do objawienia, które Matka Boska miała zapowiedzieć Jadwidze na 23 maja. Wierni zbierali się na słynnej już łące, śpiewali religijne pieśni i odmawiali różaniec. Do około 100 zgromadzonych osób pod wieczór dołączyła także Jadwiga z rodzicami. Mimo ogromnych nadziei wiernych, Matkę Boską zobaczyła tylko dziewczyna.
Córka klęknęła i powiedziała do ludzi: 'Ludzie, klękajcie, Matka Boska przyszła'. W tym czasie zobaczyłem, że słońce zaczęło wirować i zbliżyło się do nas. Było zasłonięte niebieską zasłoną, z dołu otaczały ją kolory wiśniowe, z boku żółte
- wspominał Zygmunt Jakubowski, cytowany przez Macieja Krzywosza w książce "Cuda w Polsce Ludowej".
14-letnia dziewczyna relacjonowała zebranym, czego dowiedziała się od Matki Boskiej. Jadwiga powiedziała, że ludność czekają trudne czasy, ale zmienić to może żarliwa modlitwa. Zjawa zapowiedziała też swoje ponowne przyjście za tydzień. Do tego czasu wierni postanowili znosić kwiaty, organizowano także odwiedziny "cudownego miejsca" przez kobiety i dzieci.
Wieść o kilkukrotnym objawieniu się Matki Boskiej w Zabłudowie zaczęła odbijać się szerokim echem wśród okolicznych mieszkańców. Rozmowy o cudzie w pojazdach komunikacji miejskiej sprawiły, że wkrótce całe województwo wiedziało o niezwykłych wydarzeniach na łące. Sprawą zainteresowała się w końcu Służba Bezpieczeństwa. Chodziło głownie o datę zapowiadanego objawienia Matki Boskiej, które miało odbyć się 30 maja. Ta data była kluczowa dla komunistów, ponieważ tego dnia miały odbyć się wybory do Sejmu i Rad Narodowych.
PZPR nie chcąc dopuścić do małej frekwencji przy urnach wyborczych, zleciła SB zajęcie się sprawą. Rozpoczęły się działania funkcjonariuszy pod kryptonimem "Zjawa". Rozstawienie oddziałów ZOMO w Zabłudowie, a zwłaszcza w okolicy domu Jakubowskich, przyniosło skutek odwrotny do zamierzonego. Zamiast rozładować sytuację, obecność funkcjonariuszy sprawiła, że coraz więcej osób zaczęło interesować się tajemniczymi objawieniami.
W dniu zapowiadanego objawienia Matki Boskiej do Zabłudowa ciągnęły tysiące pielgrzymów. ZOMO próbowało uniemożliwić dotarcie wiernych do "świętej łąki", blokując ulice. Między godziną 14 a 21 funkcjonariuszom udało się zatrzymać ponad 3000 ludzi, którzy próbowali dostać się do Zabłudowa samochodami, motocyklami i rowerami. ZOMO-wcy nie byli jednak w stanie zatrzymać wszystkich. Wierni byli zdeterminowani, próbowali dotrzeć na miejsce, przedzierając się przez pola, lasy, a nawet niewielką rzekę.
Około godziny 16 po Jadwigę przybył tłum około 200 osób, który wyprowadził ją z domu pilnowanego przez SB i zaniósł na rękach na miejsce cudu. W okolicy łąki zgromadziło się około 2000 osób. Atmosfera była napięta, zwłaszcza kiedy eskorta z 14-letnią dziewczyną dotarła na łąkę.
W deszczowe popołudnie, około godziny 16.30, doszło do starcia pomiędzy pielgrzymami i funkcjonariuszami ZOMO. Mundurowi próbowali rozproszyć wiernych, używając pałek, petard i gazu łzawiącego, a nawet oddając strzały ostrzegawcze. Determinacja zebranych na łące, aby zobaczyć objawienie Matki Boskiej, była jednak ogromna. Wierni odrzucali petardy, rzucali kamieniami, wybijali szyby w radiowozach. W pewnym momencie funkcjonariusze zorientowali się, że skończyły im się granaty. Zauważyli także, że strzały ostrzegawcze nie dają spodziewanych rezultatów. 30-osobowa grupa nie była w stanie spacyfikować wiernych.
ZOMO zostało zmuszone do wycofania się ze starcia. W Zabłudowie zostały jednak patrole funkcjonariuszy, którzy obserwowali rozwój sytuacji i ochraniali lokale wyborcze. W wyniku odparcia ataku funkcjonariuszy coraz więcej pielgrzymów docierało do "cudownego miejsca". Przed godziną 18 było ich już około 5000.
Zużyto 220 granatów łzawiących, 37 sztuk amunicji kal. 7,62 mm, 28 funkcjonariuszy zostało rannych, w tym czterech wymagało pomocy lekarskiej. Jeden postrzelony cywil trafił do szpitala. Wybito 15 szyb samochodowych
- zameldował zastępca komendanta wojewódzkiego MO do spraw bezpieczeństwa w Białymstoku.
Deszcz ustał, a na niebie pojawiło się słońce. W tym momencie Jadwiga ponownie zobaczyła Matkę Boską. W zapowiedzianym objawieniu Maria podobno mówi dziewczynie, aby wierni się nawracali i nie mieli za złe funkcjonariuszom użycia siły. Na dodatek przekazała Jadwidze, że po powrocie do domu, zgromadzeni doznają cudów, a chorzy doznają ozdrowienia. Matkę Boską zobaczyła tylko Jadwiga, ale wierni opowiadali o swoich wizjach Maryi w słońcu, a także o lepszym samopoczuciu, co miało być w ich ocenie oznaką ozdrowienia.
O wydarzeniach w Zabłudowie było naprawdę głośno. Mówiono i nich nawet w Radiu Wolna Europa. Zwycięstwo wiernych nad ZOMO było symboliczne, a na "cudownej łące" zaczęły pojawiać się krzyże. Do Zabłudowa zaczęły napływać fale pielgrzymów, chcących na własne oczy zobaczyć "cudowne miejsce". Miejscem kultu stał się także dom Jadwigi Jakubowskiej. Wierni zbierali się tam na modlitwę i czuwanie. Wśród nich byli nie tylko katolicy, ale również prawosławni, którzy zostawiali tam swoje krzyże.
Mimo ogromnego rozgłosu duchowni nadal pozostawali sceptycznie nastawieni do wydarzeń w Zabłudowie. Pielgrzymi jednak w dalszym ciągu opowiadali o cudownych wizjach i niezwykłych wydarzeniach. Rodzice Jadwigi zostali z kolei wezwani do prokuratury, gdzie mieli złożyć zeznania w sprawie rzekomych wizji ich córki. W "Gazecie Białostockiej" ukazał się anonimowy artykuł, w którym Jadwigę uznano za "niedorozwiniętą", a jej matkę przedstawiono jako neurasteniczkę. W prasie zamieszczono także pracę Edwarda Redlińskiego, w której autor wyśmiewa "cudowne wydarzenia" i nazywa je zabobonem. Do aresztu trafiła autorka pieśni "Dzieweczka z miasteczka", a matkę Jadwigi poddano badanion psychiatrycznym.
Pod osłoną nocy z 11 na 12 lipca ZOMO przegoniło pielgrzymów z zabłudowskiej łąki. Funkcjonariusze zablokowali cały teren, a miejscowość poddano kwarantannie. Powodem do jej przeprowadzenia miał być fakt, że zgromadzeni pili wodę z miejsca objawień, wierząc, że ma ona cudowne właściwości. W rzeczywistości zbiornik był jednak zanieczyszczony, przez co każda osoba spożywająca wodę miała obowiązek szczepienia na dur brzuszny. Za wdarcie się na łąkę władze karały mandatem. Usunięto kapliczki, krzyże i inne symbole upamiętniające wydarzenia z 30 maja.
Sprawa zaczęła powoli przechodzić do historii, jednak w październiku rodzice Jadwigi poinformowali, że dziewczynie ponownie ma się ukazać Matka Boska. Maria i Zygmunt znów zostali wezwani do prokuratury, gdzie zostali poinformowani, że jeżeli dojdzie do kolejnego zgromadzenia wiernych w Zabłudowie, zostaną wyciągnięte wobec nich konsekwencje. Do objawień i cudów nigdy więcej nie doszło, a Jadwiga po ukończeniu szkoły wstąpiła do zakonu w Częstochowie. Cudowne wydarzenia w Zabłudowie nie zostały uznane za prawdziwe przez Kościół. Okazało się też, że ks. Bronisław Poźniak był tajnym współpracownikiem SB, z którego usług korzystała władza, aby wiedzieć o bieżących wydarzeniach w Zabłudowie, o czym pisze portal poranny.pl.
W 2014 r. ukazał się reportaż Piotra Nesterowicz pt. "Cudowna", w którym opisał wydarzenia z 1965 r. w Zabłudowie. Tematem cudów zajął się także Teatr Dramatyczny w Białymstoku.