O szpitalnym jedzeniu mówi się dużo i rzadko kiedy są to słowa pochlebne. Nic dziwnego, skoro posiłki podawane pacjentom nie spełniają żadnych norm żywieniowych, a zdarza się, że trudno nawet uznać je za jadalne.
Kilka dni temu, na jednym z forów internetowych, pojawił się wpis rozżalonej pacjentki szpitala świętego Łukasza w Końskich. Pani Marta przebywała właśnie na oddziale położniczym, gdzie w ramach jednego z posiłków, zaserwowano jej spleśniały chleb.
Gdy tylko zostanę dziś wypuszczona, udam się do jakiegoś człowieka odpowiedzialnego za jedzenie. Niestety dla szpitala na poście się nie skończy
- pisała pod zdjęciem pokrytych pleśnią kromek chleba.
Sprawę pani Marty opisał lokalny portal tkn24.pl. Jak podaje, pod wpisem pani Marty pojawiło się kilkaset komentarzy, w których inni pacjenci krytykują wydawane w szpitalu świętego Łukasza posiłki. Jak się okazuje, za jedzenie podawane pacjentom odpowiedzialna jest firma kateringowa. Nowa, bo w ostatnim czasie zmienił się wykonawca usługi.
Pani Marta do zjedzenia dostała spleśniały chleb, ale nie tylko ona mogła liczyć w szpitalu w Końskich na wyjątkowo nieudaną porcję jedzenia.
Jak podaje tkn24.pl, pacjenci skarżą się na wydawane w placówce posiłki, a porcje nazywają głodowymi. Niektórzy twierdzą wręcz, że gdyby nie pomoc najbliższych, w szpitalu świętego Łukasza można umrzeć z głodu.
Sami dotarliśmy do jednej z pacjentek, która w placówce przebywała kilka miesięcy temu. Jedyne, na co narzeka po pobycie w placówce, to własnie jakość serwowanych tam dań. O ile nie zdarzyło jej się dostać posiłków zepsutych, normą były dwie kromki chleba z maleńką kosteczką masła i plastrem wędliny na śniadanie.
Posiłek w szpitalu Fot. Zdjęcie od czytelnika
W sprawie posiłków skontaktowaliśmy się z pracownikami szpitala świętego Łukasza w Końskich. Jak dowiedzieliśmy się w sekretariacie placówki, jedyną osobą, która mogłaby udzielić nam jakichkolwiek informacji, jest dyrektor placówki. Niestety, mimo powtórnych telefonów we wskazanych godzinach, jest on nieosiągalny.
Najwyższa Izba Kontroli w marcu tego roku opublikowała oficjalny raport na temat posiłków wydawanych w polskich szpitalach. Niestety, nie mieli dla pacjentów dobrych informacji.
Z raportu wynikło, że jedzenie w polskich szpitalach nie tylko nie pomaga w powrocie do zdrowia, ale może mu wręcz szkodzić. W posiłkach brakuje cennych wartości odżywczych, porcje są małe, a to, co ląduje na talerzach chorych, zawiera zbyt dużą ilość soli i szkodliwej w nadmiarze witaminy A. W szpitalnym jedzeniu za mało jest z kolei cennego żelaza, wapnia czy potasu.
Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła 20 wybranych szpitali. Połowa z nich, to placówki korzystające z kateringu, reszta posiada własne stołówki i kuchnie.
Co ciekawe, w przypadku szpitali, w których za posiłki odpowiadają firmy zewnętrzne, dyrekcja często nie wie nawet, na ile wyceniana jest jedna, przypadająca na pacjenta porcja jedzenia. A ta nie jest zbyt wysoka. W szpitalach posiadających własne kuchnie, to zaledwie od 3,70 zł do 8,46 złotych!
Dane te są szokujące, a za marną jakość posiłków obwiniać można nie tylko dyrektorów placówek, ale i polskie prawo. Jak się okazuje, nie nakłada ono na szpitale żadnych norm, placówki nie nie muszą ustalać diet pacjentom ani zatrudniać dietetyków. A że pieniędzy jest zawsze za mało, oszczędzają tam, gdzie nikt im niczego nie narzuca - na jedzeniu właśnie.
Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Jeśli chcielibyście podzielić się z nami opinią na temat szpitalnych realiów, macie podobne doświadczenia bądź historie, piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl