Rok temu świat obiegła historia bezdomnego o wielkim sercu. Pomógł on kobiecie, której skończyło się paliwo przy jednej z międzystanowych dróg. W dowód wdzięczności uzbierała razem z partnerem oszałamiającą sumę 400 tys. dolarów, które miały być przeznaczone na pomoc bezdomnemu Johnny'emu Bobbittowi.
Tak się jednak nie stało. Okazuje się, że para wciąż przetrzymuje ponad połowę tej sumy na swoich kontach. Wszystko wydało się, kiedy Bobbitt udzielił wywiadu w mediach.
Kate McClure i jej partner, Mark D'Amico, założyli zbiórkę za pośrednictwem platformy crowdfundingowej GoFundMe. Chcieli zebrać pieniądze dla Johnny'ego Bobbitta na rozpoczęcie nowego życia. Johnny od wielu lat był bezdomny, ale kiedy Kate była w potrzebie, nie wahał się - wydał ostatnie własne pieniądze, żeby jej pomóc.
Zbiórka pary odniosła oszałamiający sukces. Informacje o niej przekazały media na całym świecie. W krótkim czasie zebrali 400 tys. dolarów. Wszyscy byli pod wrażeniem tego, jak bardzo teraz odmieni się życie bezdomnego. Po prawie roku serwis "The Inquirer" z Filadelfii postanowił powiedzieć "sprawdzam". Dotarli do Johnny'ego, który po takim czasie powinien być już bardzo bogatym człowiekiem. Niestety, coś poszło nie tak.
Po pierwsze Johnny Bobbitt wciąż jest bezdomny. Kate i jej partner obiecywali, że dom dla niego będzie jako pierwszy na liście priorytetów. Zamiast tego za połowę zebranej sumy para kupiła mu camper i używanego SUVa - oba pojazdy są już sprzedane. Po drugie, znowu wpadł w narkotykowy ciąg i żebrze na ulicy.
Wyjaśnienia obu stron w sprawie tego, co się dzieje z pieniędzmi, to wzajemne oskarżenia. Johnny Bobbitt oskarża Kate i Marka o defraudację swoich pieniędzy, zadaje niewygodne pytania (skąd Kate - recepcjonistka - miała pieniądze na nowiutkie BMW?), mówi, że z obiecanych mu rzeczy nie spełniło się właściwie nic.
Z drugiej strony Kate i Mark odpierają oskarżenia, twierdząc, że gdyby teraz przekazali Johnny'emu pieniądze, wydałby je na alkohol i narkotyki, a nie na poprawę bytu. Gdyby tak zrobili, to sprzeniewierzyliby pieniądze przekazane im w dobrej wierze - internauci wpłacali środki, żeby Johnny Bobbitt przestał być bezdomny, a nie po to, żeby przedawkował narkotyki.
Jednak wyjaśnienia pary, jak informuje "The Inquirer", z każdym dniem się zmieniają. Camper i SUV zarejestrowane były na ich nazwiska, więc Johnny nie mógł ich sprzedać (twierdzi też, że nie dostał z ich sprzedaży nawet dolara). Para nie stworzyła osobnego funduszu, co obiecywała, na którym procentowałyby środki Bobbitta. Dopytywani przez dziennikarzy przyznali, że nie wszystko jest dokładnie tak, jak obiecywali, ale starają się.
Która strona ma rację? Sprawą zajmują się przedstawiciele serwisu, na którym zorganizowana była zbiórka. Biorą oni również częściową odpowiedzialność za to, co się dzieje z pieniędzmi wpłaconymi przez darczyńców. Rzecznik GoFundMe obiecał, że pracownicy przyjrzą się tej konkretnej zbiórce pieniędzy i sprawdzą, czy nie doszło do defraudacji funduszy lub prowadzenia darczyńców w błąd. Sprawa pewnie nie stałaby się tak głośna, gdyby nie zainteresowanie lokalnych dziennikarzy, pamiętających popularny na Facebooku post i sukces zbiórki.