18+
Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych

Mam co najmniej 18 lat. Chcę wejść
Nie mam jeszcze 18 lat. Wychodzę

Eugenia Pol - polska zbrodniarka wojenna. Katowała dzieci w łódzkim obozie w czasie II wojny światowej

Eugenia Pol mówiła, że do obozu trafiła przez przypadek. Myślała, że to zwykły zakład poprawczy, w którym trzeba utrzymywać dzieci i młodzież w ryzach. Twierdziła, że nie wiedziała, że był to niemiecki obóz dla najmłodszych. Biła i katowała wychowanków, jednak utrzymywała, że jest niewinna.

Jedną ze strażniczek obozu koncentracyjnego dla dzieci i młodzieży w Łodzi przy ul. Przemysłowej była Eugenia Pol. Mogłoby się wydawać, że obecność polskiej kobiety w nazistowskim obozie powinna być ukojeniem dla tamtejszych dzieci. Jednak było zupełnie odwrotnie. Strażniczka na długo zapisała się w pamięci osadzonych tam dzieci. Niestety wspomnienia związane z kobietą należą do tych zdecydowanie najgorszych. Historia przemocy, głodu i wielkiej tragedii polskich dzieci.

Zobacz wideo Obozy zagłady. Miejsca kaźni, o których nie powinniśmy zapominać

Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl

Jak kobieta stała się strażniczką? Hitlerowski obóz dla dzieci a Eugenia Pol

W 1923 r. na świat niedaleko Łodzi przychodzi Genowefa Pohl. Córka Jana i Janiny, była drugim dzieckiem małżeństwa. Miała starszego brata — Miecia. Dziewczynce udaje się ukończyć 7 klas szkoły podstawowej i zdobyć zawód. Po zakończeniu edukacji mieszkała w Dębach, jednak wybuch II wojny światowej sprawił, że kobieta postanawia wrócić do Łodzi. Jej brat przystąpił do Wehrmachtu, a sama Genowefa wystąpiła o przyjęcie Volkslisty, czyli nadanie niemieckiego obywatelstwa. Otrzymała pozytywne rozpatrzenie prośby i od października 1941 r. zaczęła legitymować się jako Eugenia Pol. Nie miała męża ani dzieci, co nigdy się nie zmieniło. 

Krótko później rozpoczęła pracę jako strażniczka w obozie dla dzieci i młodzieży (Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt) przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. Razem z Sydonią Bayer miała dbać o zachowanie porządku i nadzorować pracę osadzonych. Do obozu mieli trafiać chłopcy w wieku od dwunastu do szesnastu lat. Już w pierwszym transporcie pojawiła się pierwsza dziewczynka, których później przybywało. Osadzeni tam więźniowie mieli od dwóch do szesnastu lat. Pojawiali się w obozie ze statusem bezdomnego dziecka lub złodzieja. Ich rodzice często nie mogli interweniować, ponieważ sami stawali się więźniami obozów koncentracyjnych. Głównym powodem była niechęć do podpisania volkslisty albo otwarta walka z niemieckim okupantem. Pol przekonywała, że pracując u boku Bayer, myślała, że jest to zakład wychowawczy, pewnego rodzaju poprawczak, a nie obóz pracy dla dzieci. 

Dzieci zmuszane były do codziennej pracy trwającej od wczesnych godzin porannych do wieczora. Mali więźniowie pracowali w warsztatach zlokalizowanych na terenie obozu lub wykonywali prace związane z jego utrzymaniem. Niektóre dziewczęta zmuszano do prac rolniczych

- fakty o obozie dla dzieci, przedstawiane przez Muzeum Dzieci Polskich.

Po wybuchu epidemii tyfusu, Pol została przeniesiona do filii łódzkiego obozu, który mieścił się w Dzierżoznej, kilkanaście kilometrów od głównego oddziału. Tam nadzorowała pracę osadzonych. Wróciła jednak do Łodzi po kilku miesiącach, gdzie pracowała do 18 stycznia 1945 r., czyli do przedednia wyzwolenia miasta. Razem z innymi pracownikami opuściła obóz i wsiadła do ciężarówki, która zawiozła ich na ul. Kilińskiego do niemieckiej policji kryminalnej. Nie wzbudzając podejrzeń, ze spokojem wróciła do swojego rodzinnego domu. Żyła spokojnie aż do stycznia 1949 r., w którym została oskarżona o odrzucenie obywatelstwa polskiego i przyjęcie niemieckiego, a także o współpracę z okupantem. Podczas procesu na pierwszy plan wysuwała się rozbieżność pomiędzy zeznaniami Eugenii Pol a relacjami świadków.

Relacje Pol a rzeczywistość. Dwa skrajnie różne obrazy

Kobieta opowiadała, że nie miała na sobie munduru, ani nie nosiła ze sobą broni. Nie wyrządzała nikomu krzywdy, ani nie maltretowała dzieci. Kiedy biła osadzonych, zarzekała się, że robiła to tylko i wyłącznie na polecenie. Obecna w jej dłoni rózga miała być tylko i wyłącznie pokazowym atrybutem, aby przekonać Niemców, że wykonuje swoje obowiązki. Pol opisywała siebie jako ulubioną strażniczkę w obozie. Twierdziła, że kiedy musiała uderzyć dziecko, robiła to bardzo delikatnie, albo kierowała rózgę w przedmiot znajdujący się obok małego więźnia. Opowiadała, że osadzone dziewczynki wolały otrzymywać karę od Eugenii, ponieważ wiedziały, że będzie mniej bolało. Pol relacjonowała, że podpowiadała dzieciom, żeby podkładały sobie poduszkę, czy inne przedmioty, aby zmniejszyć siłę uderzenia. Polecała im także głośne krzyki i nawilżanie oczu wodą, aby wyglądały tak, jakby płakały. 

 

Pol poza swoim delikatnym traktowaniem osadzonych, opowiadała, że zabierała dziewczynki na spacery, głównie do lasu, gdzie grała na gitarze i razem z nimi śpiewała piosenki. Dbała o to, aby się nie nudziły, wiec urozmaicała ich wolny czas. Relacjonowała, że dbała również o ich zdrowie. Dezynfekowała łóżka, sprawdzała głowy w poszukiwaniu wszy, zmieniała pościel kiedy występowały nocne moczenia, a także je dokarmiała, ryzykując swoim życiem. Zeznawała, że osadzone w podzięce za jej działania, robiły jej laurki z okazji imienin. Eugenia Pol opowiadała również, że w niedzielę do osadzonych w odwiedziny przyjeżdżali rodzice, z którymi mogły wyjść na spacer, ponieważ teren nie był ogrodzony. Oskarżona kobieta twierdziła, że w obozie byli jedną wielką rodziną, która starała się przetrwać w obliczu nieprzewidywalnej Bayer. 

Zupełnie inny obraz pracy Eugenii Pol wyłania się z zeznań ocalałych więźniów. Na pierwszy plan wysuwa się despotyczna strażniczka w mundurze ze znakiem SS z błyskawicą, a także pejczem u boku, którego nie oszczędzała dzieciom. Pol zachowywała się bardzo agresywnie w stosunku do osadzonych. Jej pejcz miał mocną końcówkę, która przecinała skórę. Wymierzała kary cielesne nawet tym dzieciom, które cierpiały w izbie chorych. Wyzywała je, biła i torturowała, w wyniku czego nie wszyscy przeżyli. Biła nie tylko pejczem w różne części ciała, ale również wykorzystywała do tego inne narzędzia. Wśród nich był kij, cegła czy nawet garnek. Utrata przytomności po bliskim spotkaniu z Pol nie była rzadkim widokiem. Kobieta poniżała dzieci, którym kazała się czołgać i całować swoje nogi, aby mogły dostać zaadresowaną do nich paczkę od rodziców. Byli więźniowie wspominali, jak Pol kazała im się do siebie zwracać z szacunkiem, w dodatku po niemiecku. Przechodząc obok niej, dzieci miały iść na baczność. 

Pol budziła ogromny strach wśród osadzonych. Była nieprzewidywalna i do wszystkiego zdolna. Zamykała dzieci w szafie za złe zachowanie na całą noc bez stałego dostępu do powietrza. Podczas kąpieli w balii, odkręcała tak gorącą wodę, że na ciałach dzieci zostawały poparzenia. Swoje agresywne i niebezpieczne czynności kwitowała krótkim "i tak wszystkie zdechniecie". Wśród zeznań był również wątek domów publicznych. Pol razem z Bayer miały osobiście wybierać dziewczęta, zazwyczaj o blond włosach i niebieskich oczach, które wysyłały do wojskowych burdeli. Jakikolwiek sprzeciw był karany dotkliwym pobiciem. 

W oczach byłych więźniów Eugenia Pol była potworem, który czerpał radość z bicia i innych rodzajów przemocy. Budziła strach i niechęć wśród osadzonych. Niestety ocalali musieli jeszcze długo czekać na sprawiedliwość i uczciwy proces. 

 

Oskarżenie Eugenii Pol. Wyrok dopiero po prawie 30 latach od zakończenia wojny

Nie da się ukryć, że większość zbrodniarzy wojennych uciekła i nigdy nie została osądzona. Tylko niektórzy ponieśli karę za działalność w obozach śmierci. Jednak w przypadku łódzkiego obozu przy ul. Przemysłowej, nikt z niemieckich działaczy nie został skazany. Wydawałoby się, że właśnie taki scenariusz czekał na Eugenię Pol. Pierwsze śledztwo w sprawie kobiety był prowadzony w latach 1945-1949. Prowadziła go sędzina Sabina Krzyżanowska, jednak bezskutecznie. Nie namierzono zbrodniarki wojennej. Powodem takiej sytuacji było inne nazwisko. Śledczy szukali Genowefy Pohl, która według Urzędu Bezpieczeństwa i Biura Ewidencji Ludności nie była zameldowana w Łodzi. Tymczasem Eugenia Pol spokojnie żyła w mieście, a pod koniec lat 50. zaczęła pracę... w żłobku jako intendentka. Zaangażowała się również w działalność na rzecz więźniów łódzkiego obozu. Od 1965 r. była członkinią Związku Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD), gdzie identyfikowała więźniów po ich zdjęciach. Wystawiała także dokumenty, które potwierdzały pobyt osadzonych przy ul. Przemysłowej. 

Drugie śledztwo w sprawie Eugenii Pol rozpoczęło się dopiero w latach 70., w dodatku przez czysty przypadek. Podczas procesu w sprawie zbrodniarzy wojennych, byłe więźniarki łódzkiego obozu rozpoznały Pol, która siedziała na sali i przysłuchiwała się rozprawie. Kobieta została aresztowana. 15 września 1971 r. wystosowano wobec niej akt oskarżenia, w którym przypisywano jej udział w morderstwach w latach 1943-1944 sześciu nieletnich osadzonych: Urszuli Kaczmarek, dziewczynki o nazwisku Jakubowska, więźniarki o imieniu Teresa, czeskiej dziewczynki o nazwisku Nowaczkowa i dwóch nieznanych z imienia ani nazwiska nieletnich osadzonych. 

 

Śmierć każdej dziewczynki była wynikiem brutalnych działań z rąk Eugenii Pol. Więźniarki były bite, maltretowane, okaleczane i torturowane. Kopała je do utraty przytomności, czego wynikiem była śmierć. Jedną dziewczynkę najpierw pobiła, a następnie zepchnęła z mostu na kamienne podłoże w wyschniętej rzece. Niektóre z osadzonych zmarły zimą, kiedy to strażniczka wyciągała je (nawet z izby chorych) na mróz, gdzie katowała je pejczem, kopała, a następnie polewała wodą, albo obkładała śniegiem ciała, przez co dziewczynki zamarzały. Nikt nie mógł im ruszyć z pomocą, ponieważ taki czyn był zabroniony przez Pol.

Za dokonane zbrodnie na sześciu dziewczynkach, Eugenii groziła kara śmierci. Nie posiadano jednak wystarczających twardych dowodów, aby skazać kobietę. Funkcjonariusze mieli jednak tylko poszlaki. Dlatego wykonano śledztwo uzupełniające, wynikiem czego był drugi akt oskarżenia w listopadzie 1973 r. W dokumencie była mowa już tylko o czterech zabójstwach. W czasie śledztwa przesłuchiwano świadków, których łącznie było około siedemdziesięciu. Wyrok zapadł 2 kwietnia 1974 r., Eugenia Pol została skazana na dwadzieścia pięć lat więzienia, dziesięć lat pozbawienia praw publicznych i całkowitą konfiskatę mienia za spowodowanie śmierci Urszuli Kaczmarek, Teresy Jakubowskiej, Janiny Bammes i nieznanej z imienia i nazwiska więźniarki w styczniu 1944 r. 

Eugenia Pol (przyp. red.) brała udział w zabójstwach nieletnich więźniów świadomie i systematycznie stosując wobec nich metody zmierzające celowo do zupełnego ich wyniszczenia, przez ciągłe bicie, głodzenie, polewanie wodą w dni zimne i mroźne [...]

- fragment wyroku Sądu Wojewódzkiego w Łodzi z 2 kwietnia 1974 r.

Przez cały proces kobieta nie przyznawała się do winy. Twierdziła, że podczas swojej pracy w obozie, nigdy nikogo nie zabiła, ani nikomu nie wyrządzała krzywdy. Świadkom zarzucała kłamstwo, które miało być determinowane zemstą za ich obecność w obozie. Pol relacjonowała, że to Bayer była bardzo złą kobietą, która katowała dzieci.

W styczniu 1976 r. po rewizji Sąd Najwyższy nie zmienił wyroku, utrzymał go w mocy. Udowodniono Eugenii Pol katowanie, dręczenie i znęcanie się nad dziećmi. Jednak nadal nie znaleziono dowodów na to, że miała bezpośredni udział w zabójstwach kilku nieletnich dziewczynek. 

"Wizja lokalna", opowieść Eugenii Pol. Śmierć kata polskich dzieci

Skazana na dwadzieścia pięć lat więzienia odbywała karę w bydgoskim więzieniu. Została jednak z niego przedterminowo zwolniona w 1989 r., czyli po trzynastu latach. Kobieta zmarła w 2003 r. w łódzkim szpitalu na obrzęk mózgu w wyniku potrącenia przez samochód. 

W 1972 r. powstał film pt. "Wizja lokalna", który przedstawia jedyny dokumentalny zapis rozmowy z Eugenią Pol. Produkcja jednak ujrzała światło dzienne dopiero pięćdziesiąt lat później, w grudniu 2022 r. za sprawą Muzeum Dzieci Polskich - ofiar totalitaryzmu. Instytucję wspierała Jadwiga Skawińska - kierowniczka produkcji, która pomogła odnaleźć kopię nagrania i wykupić licencję dla muzeum. Film można obejrzeć na stronie iternetowej muzeum w zakładce materiały wideo.

 
Więcej o: