18+
Uwaga!

Ta strona zawiera treści przeznaczone wyłącznie dla osób dorosłych

Mam co najmniej 18 lat. Chcę wejść
Nie mam jeszcze 18 lat. Wychodzę

13-letni Przemek Czaja poszedł sam na mecz koszykówki, ale już z niego nie wrócił. Jego śmierć wywołała zamieszki

Lata 90. były trudnym okresem w historii Polski ze względu na transformację ustrojową. Był to czas, gdy wiele rzeczy wymykało się spod kontroli. Tak stało się też 10 stycznia 1998 r. - tego dnia policjant zakatował 13-letniego Przemka Czaję, który wracał z tłumem kibiców z meczu Czarnych Słupsk. Chłopiec pierwszy raz poszedł na trybuny sam, ale do domu już nie wrócił. Było wyjątkowo spokojnie, nic nie zapowiadało tragedii, ale to właśnie ona rozpoczęła dni rozbojów w Słupsku, w które zaangażowali się fani ze wszystkich stron Polski.

10 stycznia 1998 r. w ramach rozgrywek drugiej ligi (ówczesnego zaplecza Basket Ligi) Czarni Słupsk podejmowali w hali Gryfia drużynę AZS Koszalin. To były prestiżowe derby Pomorza, na które bardzo chciał wybrać się zafascynowany koszykówką Przemek Czaja. Problemem okazało się to, że nikt nie mógł z nim pójść. Matka początkowo bała się puścić syna samego, ale 13-latek nalegał.

Tak prosił: "Mamusiu, pójdę!". Sam uzbierał pieniądze na bilet, był z tego bardzo dumny. Zgodziłam się. Poszedł taki zadowolony, uradowany. I już nie wrócił

- mówiła w rozmowie z Onetem mama chłopca, który marzył o tym, aby w przyszłości zostać zawodowym koszykarzem.

Zobacz wideo Piesza z dzieckiem w ostatniej chwili zatrzymała się przed pasami i uniknęła zderzenia

Tragiczna śmierć Przemka Czai. Na ciele chłopca było widać odbicie pałki. "Taki zawinięty rogal"

Derby wygrał zespół ze Słupska, a jego kibice przez kilkanaście minut mogli świętować. Na meczu była ledwie garstka fanów gości, więc nie było nawet powodów do wszczynania zamieszek. Nic nie zapowiadało starć, do których mimo wszystko doszło.

Grupka kilkuset, głównie młodych, fanów gospodarzy wracała około godziny 19:45 z obiektu Gryfia na dworzec PKP. Obserwował ich policyjny radiowóz, w którym siedzieli Robert K. i Dariusz W. Kibice dotarli na skrzyżowanie ulic Szczecińskiej i Sobieskiego, gdzie zaczęli przechodzić przez przejście dla pieszych. Robili to nawet po zmianie światła na czerwone. Policjanci nie wytrzymali, gdy pod ich adresem padły wyzwiska. Radiowóz zatrzymał się gwałtownie, po czym energicznie wyszedł z niego funkcjonariusz Dariusz W., na którego widok kibice zaczęli uciekać.

Były zomowiec upatrzył sobie ofiarę w osobie Przemka Czai. Gdy dogonił chłopca, kilkukrotnie uderzył go policyjną pałką w okolice głowy i szyi. Funkcjonariusz bił 13-latka nawet wtedy, gdy ten leżał już na ziemi. Przemek stracił przytomność, a kibice zaczęli błagać policjantów, by wezwali karetkę. Ich prośby były jednak ignorowane. Z relacji świadków, które publikowane były na łamach "Głosu Pomorza", wynika, że policjanci wsiedli wówczas do radiowozu, a po chwili interweniowali jeszcze raz, aby spacyfikować kibiców gromadzących się przy leżącym chłopcu. Kilku kibiców próbowało go reanimować, ale bez skutku. Pogotowie przyjechało dopiero kilka godzin po całym zdarzeniu, tyle że już około godziny 20:20 Przemek zmarł w wyniku wylewu spowodowanego obrażeniami. 

W rozmowie z Onetem rodzice dodali, że 13-latek w wyniku uderzeń miał przerwaną tętnicę szyjną.

Widać było odbicie pałki – na poliku, szyi, karku. Taki zawinięty rogal. (...) Krew poszła z uszu, nosa, z ust. (...) W jednej sekundzie zawalił nam się cały świat

- mówiła mama chłopca.

Lekarze podjęli próbę reanimacji, ale było już za późno. Jeszcze w nocy mający nie najlepsze stosunki kibice Czarnych i piłkarskiego Gryfa ustawili krzyż z napisem: "Przemek. Tu został bestialsko zamordowany 13-letni kibic Czarnych przez oficera policji".

Chciano zatuszować sprawę. To rozpętało piekło. Na ulice Słupska wyszli kibice niemal z całej Polski

Początkowo policja i prokuratura chciały zatuszować sprawę. W jednej z wersji Przemek miał być ofiarą porachunków kibicowskich, a w drugiej miał uciekać przed policją i wpaść na słup trolejbusowy. W wyniku zderzenia miał odnieść obrażenia, które rzekomo doprowadziły do jego śmierci. Lakoniczny komunikat rozwścieczył miejscowych kibiców, którzy na ulicach Słupska wywołali zamieszki. Po zapaleniu zniczy ruszyli pod siedziby policji i prokuratury, domagając się ukarania winnych.

Do Słupska zaczęły też ściągać grupy kibiców z całej Polski. Rozpoczęła się regularna bitwa. Sprawa wyszła daleko poza środowisko kibicowskie, bo i zwykli ludzie domagali się prawdy i sprawiedliwości. Zamieszki nasiliły szczególnie w nocy z 11 na 12 stycznia (tego dnia ogłoszono w mieście żałobę), płonęły barykady, rzucano kamieniami i butelkami z benzyną. Tłumy krzyczały hasła: "Śmierć za śmierć" i "MO-Gestapo". Zniszczono 22 policyjne radiowozy, a mundurowi użyli gazu łzawiącego. Z czasem starsi kibice zauważyli, że sytuacja zmierza w niewłaściwym kierunku.

To nie szalikowcy. Ci pamiętają jeszcze o Przemku. Teraz młodzież chce mścić się na policji, ale my chcemy spokoju. Trzeba ukarać winnego policjanta i czekać na kolejny mecz

- mówił jeden z kibiców Czarnych w wywiadzie dla "Głosu Pomorza".

Sytuację opanowano dopiero 14 stycznia, w dzień pogrzebu Przemka, kiedy do Słupska skierowano dodatkowe wsparcie. W związku z ulicznymi walkami zatrzymano 239 osób. 72 policjantów zostało rannych.

Rodzice Przemka pochowali swoje dziecko w dzień 20. rocznicy ślubu

Sama ceremonia pogrzebowa przebiegała spokojnie, choć pojawiło się na niej około trzech tysięcy kibiców. Odbyła się w 20. rocznicę ślubu rodziców Przemka. Trumna przez cały czas była zamknięta. Rodzice chłopca mówili, że ktoś "nie chciał, aby fotoreporterzy zarejestrowali widoczne na twarzy chłopca ślady po uderzeniach pałką". Co ciekawe, policja zaoferowała wieniec i honorową wartę. Państwo Czaja jednak odmówili.

Przedstawiciele policji pytali, jak mogą pomóc. Autobus, wieniec, honorowa warta. Takie mieli pomysły. Przy trumnie Przemka mieliby stać policjanci w mundurach, a obok 3 tys. kibiców? Po tym wszystkim, do czego doszło?

- mówiła Marzenna Czaja w rozmowie z Onetem.

Dzień po pogrzebie ujawniono wyniki sekcji zwłok przeprowadzonej przez Zakład Medycyny Sądowej Akademii Medycznej w Gdańsku. Wykazały one, że przyczyną zgonu Przemka był krwiak przymózgowy, który mógł powstać w wyniku uderzenia tępym i obłym narzędziem takim jak policyjna pałka. Proces dwójki winnych w sprawie policjantów rozpoczął się w grudniu 1998 r. Ostateczny wyrok zapadł rok później w Sądzie Apelacyjnym w Gdańsku. Dariusz W. został początkowo skazany na sześć lat pozbawienia wolności za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. W maju 2001 r. sąd apelacyjny zaostrzył karę do ośmiu lat więzienia, mężczyzna wyszedł jednak z więzienia już po odbyciu połowy wyroku.

Już nie mieli siły go pilnować przed innymi więźniami

- powiedziała matka Przemka Czai w wywiadzie dla "Przeglądu Sportowego".

Robert K. za nieudzielenie pomocy osobie znajdującej się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia został skazany na osiem miesięcy pozbawienia wolności. Sąd przyznał w uzasadnieniu wyroku, że Przemek Czaja nie stwarzał bezpośredniego powodu do zastosowania wobec niego agresji. 

Sprawcy nigdy nie przeprosił rodziców Przemka. Gdy ich zobaczył, zaczął uciekać 

Dariusz W. nigdy nie przeprosił rodziców Przemka Czai za zamordowanie ich syna.

Nigdy nas nie przeprosił, nigdy z nim nie rozmawialiśmy. Po latach, kiedy już wyszedł z więzienia, spotkaliśmy go przypadkiem na rynku. Zauważył nas i szybko odszedł w drugą stronę. A mnie zamurowało

- mówili w 2015 r. 

Mimo upływu lat kibice wciąż pamiętają o wydarzeniach z początku stycznia 1998 r. Każdego roku pod halą Gryfia i w miejscu tragedii, gdzie postawiono obelisk, pojawiają się liczni kibice oddający hołd zabitemu koledze. Sprawa śmierci Przemka Czai do dziś uchodzi za bardzo kontrowersyjną.  

Więcej o: