Elżbieta Batory urodziła się 7 sierpnia 1560 roku w miejscowości Nyirbator na Węgrzech. Pochodziła z arystokratycznej rodziny, która była jednym z najbogatszych i najpotężniejszych rodów w Siedmiogrodzie. Jej ojciec, Jerzy Batory był pastorem i poślubił swoją daleką kuzynkę Annę z Batorych (siostrę polskiego króla Stefana Batorego).
Z historycznych podań wynika, że Elżbieta Batory słynęła z wielkiej urody. Mogła też pochwalić się wysoką inteligencją oraz zdolnością do nauki języków - płynnie mówiła nie tylko w języku węgierskim, ale też niemieckim, greckim, słowackim i po łacinie. Umiała też czytać i pisać, co nie zawsze było spotykane wśród arystokratek, które zajmowały się głównie strojami i urodą.
Od dzieciństwa pojawiały się jednak doniesienia, że jest ona skłonna do popadania w gniew. Wpływ na jej psychikę mogły mieć brutalne wydarzenia, których była świadkiem albo to, że ród Batorych ogólnie słynął z porywczości i agresji (na co mogło mieć wpływ bliskie pokrewieństwo małżeństw - chociaż wspólny potomek rodziców Elżbiety urodził się 200 lat przed ich ślubem, więc teoria o dziedzicznej chorobie psychicznej jest mało prawdopodobna).
W wieku sześciu lat widziała mężczyznę, który został oskarżony o sprzedanie swoich dzieci Turkom. Po tym, jak uznano go za winnego, skazano go na okrutną karę. Żyjący jeszcze mężczyzna został zaszyty w rozciętym brzuchu konia. W wieku 13 lat była świadkiem, jak jej kuzyn kazał obciąć nosy i uszy około 54 zbuntowanym chłopom.
W 1573 roku, gdy miała 13 lat, odbyły się jej zaręczyny z Franciszkiem Nadasdym. Na dworze pojawiły się plotki, że wcześniej miała być w ciąży z miejscowym chłopem, a jej córkę oddano do wiejskiej rodziny. Historycy uznają to jednak za plotkę, która miała jej zaszkodzić - w tamtych czasach Elżbieta po takim zdarzeniu na pewno zostałaby wysłana do zakonu.
Ślub odbył się dwa lata później, gdy Elżbieta miała 15 lat, a jej wybranek około 20 lat. Małżeństwo zamieszkało w zamku Sarvar, który należał do rodziny Franciszka. Mężczyzna często jednak wyjeżdżał na wojny, w związku z czym Elżbieta sama zarządzała dużym majątkiem i robiła to bardzo dobrze. Ponadto zapraszała na dwór młode szlachcianki, którym dawała nauki. Musiała prowadzić też lokalną politykę wobec chłopów, a nawet prowadziła wojny. To właśnie wtedy miała też zasłynąć ze swojego okrucieństwa wobec służby. Z powodu nieobecności męża, często wdawała się w romanse z mężczyznami, jak i kobietami.
Z Franciszkiem miała czwórkę dzieci (ich pierwsze dziecko urodziło się 10 lat po ślubie, z powodu częstej nieobecności męża w domu) - Annę, Urszulę, Katarzynę i Pawła. W międzyczasie rzekomo uczestniczyła w orgiach organizowanych przez jej ciotkę Klarę. Tam też poznała Dorothę Szantes, która miała podsycić sadyzm u Elżbiety. Służący mieli być karani chłostą, przypalaniem, wbijaniem szpilek pod paznokcie, zaszywaniem ust, kaleczeni nożyczkami, oblewani wodą i wystawiani na mróz czy nacierani miodem i wystawiani na działanie owadów.
W 1604 roku zmarł Franciszek (który w przerwach od wojen także torturował swoje sługi). Podobno powodem śmierci było otrucie na froncie. Po latach odkryto, że miał być on przez kilka tygodni nacierany rtęcią - była terapia stosowana na kiłę, którą miał złapać od wziętych w niewolę i gwałconych Turczynek.
Elżbieta miała bardzo przeżyć śmierć męża, chociaż była w żałobie przez około cztery tygodnie. Historycy dotarli jednak do listów pary, które pisane były z miłością, wyrozumiałością i empatią. Wynika z nich, że małżeństwo było udane, a Elżbieta kochała męża i dzieci. Nie wynika też z nich, że mogłaby być psychopatką (osoby takie nie potrafią bowiem tak długo udawać innych uczuć).
Po tym czasie zaczęła bywać na cesarskim dworze w Wiedniu. W tym samym roku poznała Annę Darvulię, która miała przekazać jej "starożytną mądrość". Elżbieta pewnego dnia miała zauważyć, że gdy krew bitej przez nią służącej poleciała jej na twarz, to zniknęły jej zmarszczki. Anna powiedziała Elżbiecie (która panicznie bała się starości), że przez odebranie komuś krwi - zwłaszcza dziewicy, można odebrać cechy fizyczne i duchowe swojej ofiary. Od tamtej pory torturowane w zamku były głównie młode kobiety.
Elżbieta niebawem została pojmana przez swojego kuzyna, hrabiego Thurzo, który doprowadził ją do sądu. Na proces hrabiny do zamku w Bytczy przyjeżdżały tłumy widzów, którzy śledzili przebieg rozprawy. Elżbieta sądzona była za wiele przestępstw o naturze kryminalnej. Bitych przez nią służących sądzono natomiast za wampiryzm i czarnoksięstwo.
Czworo wspólników Elżbiety powiedziało, że hrabina zabiła od 30 do 60 osób. Piąty świadek mówił natomiast o zeszycie hrabiny, w którym prowadziła rejestr zbrodni. Mówił, że miały się tam znajdować nazwiska 650 osób. Wspólników hrabiny w 1611 roku skazano na karę śmierci. Sama Elżbieta, która pochodziła ze szlachty, nie mogła być poddana egzekucji. Zamiast tego zamurowano ją w jednej z komnat zamku, gdzie zostawiono jedynie mały otwór na podawanie jedzenia.
W 1614 roku Elżbieta podyktowała testament, w którym cały majątek zapisała dzieciom - w przeciwnym razie 1/3 jej ogromnego majątku mogłaby trafić w ręce króla. W sierpniu, miesiąc po spisaniu dokumentu, znaleziono ją martwą w celi. Jej ciało pochowano w krypcie rodzinnej. W 1995 roku otwarto kryptę, ale nie znaleziono tam ciała Elżbiety.
Historyk Laszlo Nagy uważa, że hrabina padła ofiarą rodu Habsburgów, który dążyli do przejęcia władzy na Węgrzech. Rodzina Habsburgów pożyczała od Batorych, a nawet samej Elżbiety, wiele pieniędzy, zaciągając coraz to potężniejsze długi. Oczywiście nie mieli funduszy na ich spłatę, dlatego często spiskowali przeciwko Batorym.
Nie wiadomo też, czy historie o Elżbiecie, która rzekomo miała brać kąpiele w krwi młodych dziewcząt, są prawdziwe, a nie wymyślone przez jej przeciwników. Morderstw, które jej zarzucano, także nie udało się udowodnić, a podstawą oskarżeń były plotki. Ponadto sam proces nie przebiegał sprawiedliwie. Hrabina była bezpodstawnie uwięziona już w trakcie procesu. Z braku dowodów proces był całkowicie poszlakowy. Sami świadkowie, mimo obrazowych opisów, nigdy nie przyznali, by widzieli te morderstwa na własne oczy - zawsze były to relacje zasłyszane od osób trzecich. Sąd w zaledwie dwa tygodnie "przesłuchał" aż 300 świadków. Sama Elżbieta nigdy nie przyznała się do zarzutów, a sąd nie pozwolił jej zeznawać.
Z odkrytych niedawno dokumentów wynika, że Elżbieta interesowała się medycyną naturalną. Miała ściągać do zamku lekarzy i zielarzy, którzy leczyli chłopów i szlachciców niekonwencjonalnymi jak na tamten czas metodami - upuszczaniem krwi, wycinaniem ropni, guzów czy chorych tkanek, stawianiem baniek czy przypalaniem ran. Pacjentom udostępniła jedną z sal, która została uznana przez jej kuzyna Thurzo za salę tortur, a skutki terapii za torturowanie chorych. W procesie nie uwzględniono zeznań pacjentów, którzy potwierdzali, że byli leczeni i nikt się nad nimi nie znęcał.
Zobacz też: Miała uczyć delfina mówić, eksperyment wymknął się spod kontroli. I skończył tragicznie