Cztery dekady niepewności i więcej niewiadomych, niż sprawdzonych informacji - tak od lat żyje rodzina Emanueli Orlandi, która cały czas liczy na to, że znajdzie ją całą i zdrową. Do zaginięcia doszło, gdy dziewczyna miała zaledwie 15 lat. W styczniu 2022 roku obchodziłaby 55 urodziny.
Emanuela Orlandi urodziła się 14 stycznia 1968 roku, jako czwarta z piątki rodzeństwa. Ojciec był watykańskim urzędnikiem, nieoficjalnie miał pracować nawet w Banku Watykańskim - dlatego rodzina mieszkała na stałe w Stolicy Apostolskiej.
W lecie 1983 roku Emanuela cieszyła się z wakacji, ale trzy razy w tygodniu brała lekcje gry na flecie w szkole, która współpracowała z Papieskim Instytutem Muzyki Sakralnej. Nastolatka należała też do chóru parafii św. Anny na Watykanie. Na zajęcia do szkoły muzycznej jeździła autobusem - od przystanku miała zaledwie 200 metrów do przejścia. 22 czerwca 1983 roku Emanuela spóźniła się na autobus. Zadzwoniła wówczas do brata Pietra, czy może ją podwieźć. Chłopak jednak odmówił, bo miał już inne zobowiązania.
Po lekcji Emanuela zadzwoniła do jednej z sióstr i przyznała, że spóźniła się na autobus, ponieważ otrzymała ofertę pracy - nieznajomy mężczyzna zaczepił ją na ulicy i zaproponował rozdawanie ulotek Avonu podczas pokazu mody (okazało się potem, że firma ta nie miała nic wspólnego z tą sprawą). Siostra zasugerowała jej, by przed przyjęciem oferty porozmawiała z rodzicami. Była to ostatnia rozmowa rodziny z Emanuelą. Podobno 15-latka ostatni raz miała być widziana, jak wsiadała do dużego, ciemnego BMW.
Rodzice zadzwonili wieczorem do dyrektora szkoły, informując, że Emanuela nie wróciła do domu. Nauczyciel uspokajał ich i sugerował, że nastolatka pewnie poszła gdzieś ze swoimi przyjaciółmi. Policja dopiero po dobie przyjęła zgłoszenie o zaginięciu dziewczyny.
Więcej podobnych historii na stronie głównej Gazeta.pl.
W ciągu dwóch dni w prasie pojawił się numer do Orlandich z prośbą o kontakt wszystkich, którzy widzieli 15-latkę. 25 czerwca do rodziców zadzwonił 16-letni Pierluigi, który miał widzieć dziewczynę w na Piazza Navona w Rzymie. Chłopak dodał, że dziewczyna miała długie, ciemne włosy, z torby wystawał jej flet, jednak nie przedstawiła się jako Emanuela - twierdziła, że nazywa się Barbarella, uciekła z domu i dorabia sobie, sprzedając produkty Avonu. 28 czerwca do rodziny zadzwonił Mario, który miał być właścicielem baru znajdującego się niedaleko szkoły muzycznej. On również miał spotkać 15-latkę, która przedstawiła się jako Barbara, miała uciec z domu, ale chciała wrócić na ślub siostry.
3 lipca po raz pierwszy w sprawie Emanueli wypowiedział się Jan Paweł II, przedstawiając hipotezę, która do tej pory nie była rozważana w mediach. Papież zaapelował bowiem, żeby porywacze oddali wolność 15-latce, sugerując, że nastolatka została porwana. Od tego momentu rodzina Orlandich dostała wiele anonimowych telefonów, z których wynikało, że Emanuela została porwana w zamian za wypuszczenie na wolność Mehmeta Aliego Agcy - obywatela Turcji, który postrzelił Jana Pawła II w maju 1981 roku.
Jeden z anonimów - nazywanych przez śledczych "Americano" (mówił z wyraźnym akcentem), zażądał utworzenia linii telefonicznej z watykańskim sekretarzem stanu. Została ona utworzona 10 dni później. Miał on stwierdzić, że chce wymiany Agcy na Emanuelę. Powiedział też, że "Mario" i "Perluigi" to tak naprawdę członkowie organizacji, którzy przetrzymują nastolatkę. W kolejnych dniach porywacze mieli podrzucić dowody przetrzymywania 15-latki - ksero jej legitymacji i notatkę z pismem dziewczyny. Śledczy uznali jednak, że nie ma wystarczającego dowodu, by porwanie dziewczyny miało związek z Agcą.
Anonim "Americano" dzwonił na linię łącznie 16 razy, z różnych budek telefonicznych. Od tamtego momentu, nie było już żadnych nowych informacji w sprawie Emanueli. Watykan nie ujawnił, jaka była treść rozmów z osobami przedstawiającymi się jako porywacze. Nigdy też nie udało się ustalić tożsamości "Americano", a on sam nie przedstawił żadnych dowodów, które dało się potwierdzić.
40 lat poszukiwań i same niewiadome sprawiły, że w sprawie Emanueli Orlandi namnożyło się mnóstwo teorii spiskowych. Trzy z nich były nawet badane przez śledczych.
Pierwsza teoria związana jest zamachowcem Ali Agcą, który twierdził, że Orlandi została porwana przez agentów działających dla nacjonalistycznej, neofaszystowskiej organizacji, do której należał napastnik. W wywiadzie dla RAI powiedział nawet, że Emanuela żyje i mieszka w klasztorze klauzurowym - jak przyznał, nie były to informacje, które otrzymał, tylko sam dokonał "logicznych dedukcji". W 2006 roku Agca twierdził, że Emanuela i inna dziewczyna, Mirella Greorgi, zaginiona w podobnym czasie, miały być "zabezpieczeniem" jego wcześniejszego zwolnienia z więzienia. W 2010 roku w tureckiej telewizji TRT uznał, że za porwaniem dziewczyny stoi Watykan, a 15-latka ma być zakonnicą w klasztorze katolickim, którego nie może opuszczać.
Kolejna teoria związana jest z włoskim gangiem - Banda della Magliana, której członkowie rzekomo mieli porwać Emanuelę, w ramach walki przeciwko Watykanowi. Gang chciał zwrotu pieniędzy, które mieli pożyczyć Bankowi Watykańskiemu. W 2005 roku podczas nadawanego na żywo programu na temat zaginięcia Emanueli, zadzwonił anonimowy telefon, który powiedział tajemniczo, żeby sprawdzono, kto jest pochowany w bazylice św. Apolinarego przy Termach. Tym samym okazało się, że w krypcie dla kardynałów spoczywa szef włoskiego gangu Enrico De Pedis. Anonim miał stwierdzić, że pochówek ten miał być "kompromisem" i częściową zapłatą za dług Watykanu. Była dziewczyna De Pedisa stwierdziła, że szef gangu miał się jej przyznać do porwania Emanueli. Śledczym mówiła, że jej chłopak miał taki sam samochód, jacy opisywali świadkowie - ciemne BMW. Wypowiedzi kobiety zostały jednak uznane przez śledczych za częściowo niespójne. Rzymska diecezja zgodziła się na otwarcie grobu De Pedisa dopiero w 2010 roku. Ostatecznie grób otwarto dwa lata później, jednak mimo plotek, Emanuela nie została w nim pochowana.
Inna popularna teoria wypłynęła w 2012 roku. Wówczas 85-letni duchowny i egzorcysta stwierdził, że Emanuela Orlandi została porwana przez członka żandarmerii watykańskiej. Nastolatka miała zostać odurzona narkotykami, zmuszona do wzięcia udziału w orgii zorganizowanej dla żandarmów, duchownych i dyplomatów, a następnie zamordowana. Tezę tę poparł były współpracownik Cosa Nostra, której szef miał brać udział w takich spotkaniach. Policjanci przeszukali grobowiec wskazany przez ojca Gabriele Amortha, ale nie znaleziono szczątków Emanueli.
Sprawa Emanueli znów stała się medialna w maju 2001 toku. Wówczas to proboszcz kościoła Grzegorza VII, znajdującego się w pobliżu Watykanu, odkrył torbę z wizerunkiem Ojca Pio, którą ktoś zostawił w konfesjonale. Znajdowała się w niej czaszka o małych rozmiarach, jednak pozbawiona szczęki. Po badaniach nie stwierdzono, by należała ona do zaginionej Emanueli.
W październiku 2018 roku podczas prac remontowych przy ambasadzie Watykanu w Rzymie znalezione zostały ludzkie szczątki. Media od razu przypomniały sprawę Emanueli, czemu sprzeciwił się pełnomocnik Orlandich. - Nadal musimy sobie zadawać pytanie, dlaczego każde znalezienie jakich kości budzi skojarzenie, że to Emanuela - powiedział. Po badaniach okazało się, że były to szczątki mężczyzny i to pochodzące z 190-230 roku naszej ery.
W lipcu 2019 roku ogłoszono, że Watykan otworzy dwa grobowce zwane "Grobem Anioła", w których miały znajdować się szczątki księżnej Zofii i księżnej Charlottu. Po ekshumacjach ogłoszono, że w grobowcu nie ma żadnych szkieletów - nawet pochowanych tam księżniczek. W sprawie tej Watykan prowadzi osobne śledztwo. Kilka dni później, podczas poszukiwań w pobliżu "Grobu Anioła", znaleziono kości. Dalsze prace doprowadziły do znalezienia łącznie 26 worków kości. Do tej pory jednak nie przystąpiono do identyfikacji szczątków.
Co ciekawe kwestia ta łączy się z anonimem, który w 2019 roku został wysłany do rodziny Orlandich. Ktoś napisał do brata zaginionej, że Emanuela jest pochowana na Campo Santo Teutonico na niewielkim, zabytkowym cmentarzu znajdującym się w Rzymie, między bazyliką Świętego Piotra a aulą Pawła VI, "a jej ciała należy szukać tam, gdzie wskazuje anioł". Do listu dołączone było zdjęcie anioła trzymającego w dłoni tabliczkę z napisem "Requiescat in pace" i wskazówką, że grób pochodzi z 1857 roku i jest jednym z nielicznych z tego okresu, na którym zawsze są kwiaty i pali się znicz. Watykan zezwolił na przeprowadzenie testów DNA w grobowcu, który według śledczych miał być otwierany co najmniej raz, ale nie znaleziono żadnych śladów wskazujących na szczątki Emanueli. Postanowiono rozszerzyć przekop i pod jednym z głazów znaleziono dwa zbiory kości, które miały być przebadane przez lekarzy sądowych.
W 2019 roku Pietro Orlandi spotkał się z papieżem Franciszkiem. Duchowny miał powiedzieć bratu zaginionej, że "Emanuela jest już w niebie". Słowa papieża sprawiły, że coraz więcej osób zastanawia się, czy Watykan nie utajnił informacji w tej sprawie.
Zobacz też: "Byłaś serca biciem". Miłosny trójkąt zakończyło dziewięć strzałów na parkingu