Ekspedientka wyprosiła ją ze sklepu, bo dziecko było za głośno. W sieci zawrzało

Matka z Gorzowa Wielkopolskiego została wyproszona ze sklepu, gdy jej dziecko było niegrzeczne. Poskarżyła się w sieci, a w komentarzach wywiązała się burza.

Kiedy udajemy się na zakupy, chcemy nabyć dany towar w jak najkorzystniejszych warunkach. I nie chodzi tu jedynie o jakość i cenę zakupu, ale także nasz komfort psychiczny. 

Na ten narzekać mogli podobno klienci sklepu ''Sukienka'' w Gorzowie Wielkopolskim. Kiedy w środku pojawiła się klientka z rocznym dzieckiem, nagle przestrzeń przestała być przyjazna. Dziecko krzyczało i było niegrzeczne, a mama nie zwracała na nie uwagi. 

Wtedy do akcji wkroczyła ekspedientka, która grzecznie poprosiła panią o zajęcie się maluchem i zaproponowała odwieszenie na bok wybranego towaru. Tak przynajmniej brzmi pierwsza wersja wydarzeń. 

Przeczytaj też: Wysiedli z auta w parku safari. Matka z dzieckiem na rękach podeszła do stada gepardów

Druga, przedstawiona przez klientkę jest nieco inna. Kobieta twierdzi, że została ze sklepu wyproszona, a na sytuację w sklepie poskarżyła się na facebooku, na łamach grupy ''Nie polecam/polecam w Gorzowie Wielkopolskim''.

W tym o to sklepie zostałam wyproszona bo cytuję "proszę uspokoić dziecko bo się nie da pracować". Pani podeszła do mnie i z rąk zabrała mi ciuchy do przymiarki. Czyli oznaka zakupy skończone. Serdecznie NIE POLECAM (pis. oryg.)

- napisała oburzona klientka. 

Post klientkiPost klientki Fot. Facebook | Printscreen

Przeczytaj też: Podjadała pierogi w sklepie, więc ją zwolnili. Miała taki argument, że przekonała sąd

W komentarzach pod postem oburzonej klientki zawrzało. komentujący podzielili się na jej obrońców i przeciwników. Jedni twierdzą, że ekspedientka zachowała się dobrze pilnując ciszy i porządku w sklepie i wypraszając kobietę. Inni oburzeni są sytuacją i bronią mamy. 

Jak było naprawdę? Sprawę mogłoby rozwiązać nagranie z monitoringu, to nie jest jednak dostępne.

Dziennikarze wp.pl dotarli za to do właścicielki sklepu, która zaistniałą sytuację opisała nieco inaczej, niż jej klientka. 

Klientka weszła do sklepu, jej synek miał ponad roczek, może dwa i był zapięty w szelki bezpieczeństwa, tzw. smycz dla dziecka. On bardzo protestował, rozlał jakąś wodę, potem zaczął się wręcz drzeć. A pani kompletnie nie zwracała na niego uwagi, przeszła przez cały sklep na spokojnie, wzięła trzy sukienki i chciała przymierzać. Dziecko krzyczało coraz bardziej, więc chciałam odwiesić te sukienki na bok i poprosiłam, żeby najpierw uspokoiła dziecko, zwłaszcza, że wszystkie przymierzalnie były jeszcze zajęte. Przecież to już nawet nie chodzi o komfort klientów, a wręcz o dobro dziecka

- opowiadała portalowi. 

Przeczytaj też: Zabrał żonie biustonosz i założył go... krowie. ''Doris odetchnęła z ulgą''

Wśród komentujących post na Facebooku znalazły się także osoby, które twierdzą, że robiły tego dnia zakupy w rzeczonym sklepie i były świadkami całego zajścia. Według ich relacji, mama przyprowadziła dziecko do sklepu i mimo jego niegrzecznego zachowania, nie próbowała nawet go uspokoić. 

Komu wierzyć? To pozostawiamy do indywidualnej oceny. Należy jednak pamiętać, że nie powiedzenie ''nasz klient, nasz pan'' nie sprawdza się w każdej bez wyjątku sytuacji. 

Przeczytaj też: Obudziła się rano i chciała wyjść do ogródka. Niestety, w nocy ktoś go ukradł

Pan wybiera się na romantyczny wyjazd z ukochaną. Wtedy pojawia się żona

Drodzy Czytelnicy!
Wasz głos jest dla nas bardzo ważny. Dlatego chcemy pisać dla Was o rzeczach, które najbardziej Was interesują i są Wam najbliższe. Jeśli jest jakaś historia, którą chcecie nam opowiedzieć i się nią podzielić z innymi, jeśli jest jakaś sprawa, którą chcielibyście nagłośnić, jakiś problem, który chcecie rozwiązać - piszcie do nas na adres buzz_redakcja@gazeta.pl.
Czekamy na Wasze listy - Redakcja Buzz.gazeta.pl

Więcej o: