Boks w Auschwitz był jak igrzyska śmierci. Polski pięściarz za pokonanie kapo dostał chleb i margarynę

Nigdy nie nokautowałem Niemców w ringu. Ja ich masakrowałem - wspominał Tadeusz "Teddy" Pietrzykowski, jeden z pierwszych więźniów obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau (numer obozowy: 77), a zarazem wybitny pięściarz, który ocalił życie dzięki duchowi walki.

W pierwszych sekundach walki był nieco wycofany, chciał sprawdzić, jak boksuje przeciwnik. Nie było sensu, by szarżować, w końcu "Teddy" w przeszłości występował w wadze koguciej, a jego pierwszy rywal w Auschwitz miał przewagę 30 kg. Był nim Walter Dunning, przed wojną mistrz Niemiec w wadze średniej, w obozie sadysta i kapo.

Zobacz wideo Polski pięściarz zawalczy o pas mistrza świata. Promotor zdradza kulisy negocjacji

Tadeusz Pietrzykowski pokonał cięższego o 30 kg niemieckiego kapo. "Są chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością"

"Zaczęła się walka. Zanim to nastąpiło, w umyśle jak błyskawica przewinęła się moja kariera bokserska: sylwetka trenera Stamma, pierwsza i ostatnia walka. Wiedziałem jedno: że muszę wygrać. Był to dobrej klasy pięściarz zawodowy. Nie wiem, kto z nas był lepszy. Ale wiem jedno: że są chwile, gdy rzeczy niemożliwe stają się rzeczywistością" - czytamy w relacji Pietrzykowskiego przechowywanej w Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Bierkenau i cytowanej przez Polskie Radio

Wtedy Tadeusz Pietrzykowski dokonał niemożliwego. Silne i celne ciosy zaskoczyły Niemca, który chwilę potem poddał walkę. "Teddy" zarobił za to porcję chleba i kostkę margaryny oraz mógł podjąć się lżejszej pracy w obozie koncentracyjnym. Zwycięstwo miało też drugie oblicze - otworzyło przed nim szansę na poprawę nie tylko swojego życia, ale także życia innych więźniów. 

- Kiedy był już mistrzem, mógł stawiać warunki. Za jedną z wygranych walk zażyczył sobie pięciu kotłów zupy z esemańskiej kuchni. Prawdziwej zupy, a nie wodnistej lury, jaką otrzymywali więźniowie. I dostał je. Dzięki temu być może uratował życie kilku albo i kilkunastu kolegów. To było najważniejsze. Wygrać nie dla samej satysfakcji, ale po to, by pomagać innym - opowiada Andrzej Fedorowicz, autor książki "Gladiatorzy z obozów śmierci" cytowany przez portal histmag.org.

Boks w nazistowskich obozach. Czyli walka o życie ludzi, którzy od początku byli skazani na śmierć

Trudno dziś stwierdzić, dlaczego w obozach śmierci Niemcy organizowali walki bokserskie. Jak wyglądały? Skąd brano zawodników? Według niektórych teorii boks był dla esesmanów sposobem na rozrywkę. O wadze tego sportu przekonali się także więźniowie obozu w Monowicach, którego komendantem był Heinrich Schwarz.

- Na specjalne okazje stawiano cyrkowy namiot. Na wyjątkowe walki, w których czasie stawali naprzeciw siebie najbardziej znani gladiatorzy, ściągani czasem z innych obozów, przyjeżdżali niemieccy generałowie z samego Berlina. W przerwach grały obozowe orkiestry, były występy więźniów-artystów. Dzisiaj brzmi to absurdalnie i niemal nierealnie, ale taki właśnie był świat obozów - powiedział Andrzej Fedorowicz.

Więcej treści sportowych znajdziesz na Gazeta.pl.

Gdzie odbywały się walki? - Wszędzie, gdzie się dało. W baraku, na placu apelowym, między barakami, w kuchni, łaźni - tłumaczył Fedorowicz. Dla esesmanów boks był też szansą, źródłem dodatkowego dochodu. Niemcy obstawiali wyniki walk, a gdy wygrywali - wzbogacali się. Szybko zaczęli więc werbować nowych zawodników. Niektórych trudno nazwać pięściarzami, bo mistrzami w tej dyscyplinie nie byli. Gdy jednak trafił się ktoś, kto wiedział, jak boksować, trafiał na ring.

- Z Polaków najbardziej znany przed wojną był Antoni Czortek, członek kadry narodowej, olimpijczyk z Berlina, który trafił do Auschwitz w sierpniu 1943 roku - podkreślił Fedorowicz. Spośród znanych pięściarzy w Oświęcimiu walczyli Francuz Victor Young Perez (mistrz świata w wadze muszej z 1931 roku), Rom Johann Rukeli Trollman (mistrz Niemiec w wadze półciężkiej z 1933 r.) czy Leen Sanders (siedmiokrotny mistrz Holandii w wadze średniej).

Tadeusz Pietrzykowski stoczył w nazistowskich obozach nawet 60 walk. Przegrał tylko raz

No i Tadeusz "Teddy" Pietrzykowski. Co ciekawe, "Teddy" bokserskim mistrzem stał się nieco z przypadku. Zanim zaczęła się wojna, Pietrzykowski zdobył wicemistrzostwo Polski i mistrzostwo Warszawy w wadze koguciej. W wojsku uzyskał stopień podchorążego. W pierwszych dniach po wybuchu angażował się w walkę. W listopadzie 1939 r. został żołnierzem konspiracyjnego Związku Walki Zbrojnej. Wiosną 1940 r.  zaplanował podróż do Francji, ale zatrzymano go na granicy węgiersko-jugosłowiańskiej, a następnie osadzono w więzieniu. W czerwcu przewieziono go pierwszym transportem do obozu Auschwitz-Birkenau.

To kapo Dunning sam wypatrzył "Teddy'ego". Zaproponował mu walkę, nie wiedząc jeszcze, że w ten sposób stworzy "maszynę bojową". "Jeszcze tkwi tu pamięć o numerze 77, który niegdyś boksował Niemców, jak chciał, biorąc na ringu odwet za to, co inni dostali na polu" - napisał o nim Tadeusz Borowski, cytowany przez muzeum1939.pl. W 1943 r. Pietrzykowski trafił do obozu w Neuengamme. W nim spędził dwa lata po tym, jak więźniów uratowały oddziały brytyjskie. Wylicza się, że Pietrzykowski w obozach stoczył 40-60 walk i poniósł tylko jedną porażkę - ze wspomnianym wyżej Leenem Sandersem. 

Bił się każdy, kto się zgłosił. Walki odbywały się między więźniami lub między więźniem a kapo, czyli nadzorcą komanda. Stawką najczęściej były dodatkowe lub zwiększone porcje jedzenia. Więźniom boks zapewnił lepszą pracę, ułatwiał przetrwanie. Niektórzy pozostali przy nim po zakończeniu wojny.

"Żydowska Bestia" zaczynała w Auschwitz. W USA walczył z samym Rocky'm Marciano

Przykładem jest Hercka (Harry) Haft, chłopiec żydowskiego pochodzenia z Bełchatowa. Pierwszy raz w ringu stanął w Jaworznie, w filii KL Auschwitz. Bił się co niedzielę - ku uciesze Niemców. W obozie otrzymał przydomek "Żydowska Bestia". O przeżyciach w obozie mówił niechętnie, a zwłaszcza rodzinie, uznając się za zbyt miękkiego. Po wojnie wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie rozpoczął zawodową karierę. Jej zwieńczeniem była walka z legendarnym Rockym Marciano (który wygrał wszystkie z 49 walk, z czego 43 przez nokaut). Haft przegrał, został znokautowany w trzeciej rundzie i porzucił boks. Ożenił się i miał trójkę dzieci. Niestety jego wspomnienia z wojny wracały, co kończyło się wybuchami agresji.

Innym przykładem może być Jerzy Junosza-Kowalewski, chłopak podobny do Pietrzykowskiego. - Podobnie jak w przypadku Teddy’ego, zadziałał tu instynkt przetrwania i niezwykła wola walki, co nie było typowe dla "chłopca z dobrego domu", który nigdy wcześniej nie zetknął się z taką brutalnością - opowiadał Fedorowicz. Do obozu Kowalewski trafił w 1942 roku, wcześniej spędzając rok na Pawiaku. Aresztowano go za działalność konspiracyjną, służył w Polsce Podziemnej. Oznaczony numerem "31119" codziennie wychodził do pracy przy budowie kompleksu chemicznego IG Farben w Monowicach, później przewieziono go do Gross-Rosen. Junosza-Kowalewski znał Tadeusza Pietrzykowskiego. Spotkali się w Warszawie, gdy byli nastolatkami. Stoczyli wtedy pojedynek pokazowy.

Pięściarze z obozów śmierci. Życie po wojnie 

  • Brutalne doświadczenia w obozach często odciskały swoje piętno na psychice. Haft po zakończeniu kariery miał swój sklep na Brooklynie. Zdarzało się, że po wojnie miewał napady złości. - Wiedziałem, że tata był zdolny do wielkiej przemocy. Najtrudniejszy moment naszych rozmów? Gdy przyznał się, że zabił starsze małżeństwo. To było dla mnie najbardziej szokujące. Podczas wydarzenia uświetniającego dołączenie taty do Żydowskiej Alei Sław Sportu dziennikarz zapytał, czy czegoś żałuje. Ojciec odniósł w górę swoje wielkie dłonie i powiedział: "żałuję żyć, które odebrały te ręce" - opowiadał syn Hafta Allan Scott w rozmowie z Wirtualną Polską. Hercka Haft zmarł w 2007 r.
  • "Teddy" po wojnie nie porzucił boksu. Przynajmniej nie od razu. Wstąpił do I Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka i propagował sport. Do Polski wrócił w 1946 r. Według serwisu histmag.pl zdobył wtedy mistrzostwo Polski, ale nie mógł się odnaleźć w boksie. Mimo to został trenerem sportowym, instruktorem i nauczycielem wychowania fizycznego. Zmarł w 1991 r.
  • Jerzy Junosza-Kowalewski po wojnie wyjechał do Argentyny. Poznał tam żonę. Zawodowo uczył jazdy na nartach i gry w tenisa. Zmarł w 2013 r. 
  • Antoni Czortek sięgnął w 1949 r. po mistrzostwo Polski w wadze lekkiej. PKOl informuje, że w sumie Czortek stoczył 328 walk (269-43-16). Później został trenerem: Radomiaka, Lotniczego KS Czarni Radom i Broni Radom.
  • Edward Rinke przez kilka lat po wojnie boksował dla Zrywu Bydgoszcz. Od 1949 r. zajął się prowadzeniem młodzieży. Był trenerem II, a potem I klasy. Zmarł w 2004 r.

Zobacz też: Jej spotkanie z Hitlerem przeszło do historii. Co takiego powiedziała mu Maria Kwaśniewska?

Więcej o: