Małżonkowie Bogdańscy mieszkali pod Łodzią, w miejscowości Starowa Góra, na działce rodziców żony Bożeny. Mąż Krzysztof wybudował dom i zajmował się własnym przedsiębiorstwem. W gospodarstwie mieszkali z dwójką dzieci (Małgorzatą i Jakubem) oraz matką Bożeny — Danutą. Byli normalną rodziną, powodziło im się dobrze, aż któregoś dnia wszyscy zniknęli bez śladu.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Bogdańscy uchodzili za normalną rodzinę, nigdy nie byli notowani w policyjnych kartotekach. Początkowo dobrze sobie radzili, mieli własną firmę, sprzedającą podzespoły komputerowe i po niedługim czasie pan Krzysztof był w stanie handlować działkami i grać na giełdzie. Szybko jednak wyszło na jaw, że obracał również pożyczonymi pieniędzmi, przez co popadał w długi. Z jednym z pożyczkodawców, właścicielem warsztatu samochodowego, spotkał się tuż przed zaginięciem. Powiedział mu, że wyjeżdża do Niemiec. W kwietniu 2003 roku ojciec pani Bożeny nie zastał córki w domu. Krzysztof jednak poinformował go, że żona wyjechała z dziećmi do Wrocławia. Parę dni później słuch o rodzinie zaginął.
Czy mogliśmy mieć do czynienia z ucieczką? Funkcjonariusze wydziału kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi biorą pod uwagę dwa scenariusze. Krótko po zaginięciu telefony Bogdańskich przestały działać, zostały wyczyszczone dane komputerów, a z kont bankowych zniknęły pieniądze. Mieszkanie zaś prezentowało się tak, jakby cała piątka miała za chwilę do niego wrócić. Według ustaleń śledczych za małżeństwem zostały wysłane listy gończe, nakazujące spłatę długów z czterech banków.
Policja nie wyklucza jednak możliwości, że rodzina mogła paść ofiarą zbrodni. W pozostawionym przez nich domu została włączona do prądu ładowarka, w łazience zostały szczoteczki, a mama Bożeny zostawiła nawet swoje leki. Ponadto na podłodze w garażu znaleziono ślady krwi. Możliwe, że zostali zamordowani w odwecie, bo nie uregulowali długów. Tajemnicza sprawa pozostała otwarta do teraz.