W nocy z 17 na 18 czerwca 1995 roku w klubie Medyk odbywała się impreza. Bawili się na niej głównie studenci, wśród których była 22-letnia Hanna. W klubie był również 31-letni Mirosław Ż. Mężczyzna zalecał się do młodej studentki, proponował jej wspólny taniec. Mirosław był przystojny i wiele kobiet ulegało jego urokowi. Hanna nie była jednak zainteresowana. Odmówiła więc i bawiła się dalej w gronie swoich znajomych.
Około 3 nad ranem studenci przenieśli imprezę do akademika. Pojawił się tam również Mirosław wraz z dwoma kolegami. Studenci znali mężczyznę, bo był ochroniarzem w klubie studenckim. Z tego powodu nie mieli oporów, aby wpuścić starszego "kolegę" na zabawę. Wtedy nikt nie mógł przewidzieć, jak okropne konsekwencje będzie mieć ta decyzja.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
"Gazeta Policyjna" pisze, że Mirosław adorował Hannę. Próbował się do niej zalecać, a wraz ze wzrostem promili we krwi stawał się coraz bardziej natarczywy. Nikogo to nie dziwiło - wiele dziewczyn doświadczyło już podobnego zachowania z jego strony. Hanna była tym jednak zmęczona. Natarczywość Mirosława stała się dla niej nie do zniesienia. Dziewczyna postanowiła więc pójść do swojego pokoju.
Impreza skończyła się około 7 rano. Mirosław opuścił akademik wraz z innymi gośćmi. A przynajmniej tak się wydawało wszystkim uczestnikom imprezy.
Około godziny 11 kolega Hanny, Vano, postanowił zajrzeć do pokoju 22-latki. Byli umówieni, że tego dnia będą się uczyc do zbliżającego się egzaminu. Kiedy Vano wszedł do pokoju młodej kobiety, początkowo wydawało mu się, że ta wciąż śpi. Szybko jednak stwierdził, że Hanna nie oddycha.
Przestraszony chłopak natychmiast zadzwonił po pomoc, ale Hanny nie udało się uratować. Okazało się, że dziewczyna została zgwałcona i zamordowana. Podejrzenia nie padły jednak na Vano - chłopak miał mocne alibi. Uwaga funkcjonariuszy zdecydowanie bardziej skupiła się wokół Mirosława. Wiele koleżanek Hanny potwierdziło, że poprzedniej nocy mężczyzna był bardzo natarczywy.
Sprawa wydawała się prosta, ale szybko okazało się, że to tylko pozory. Kiedy policja chciała aresztować Mirosława, okazało się, że nie ma go w domu. Matka podejrzewanego nie wiedziała, gdzie może znajdować się jej syn, ale pozwoliła na przeszukanie jej mieszkania. Okazało się, że Mirosław zostawił po sobie sporo śladów. W jego domu zabezpieczono między innymi zakrwawione ubrania. Dzięki badaniom ustalono, że ślady z odzieży Mirosława pasują do DNA ofiary, na piżamie Hanny znaleziono z kolei materiał genetyczny Mirosława.
Nie ma pola do dyskusji z wymową tych dowodów. Na wewnętrznej części piżamy Hanny S. znaleziono krew. Po prostu krew. Krew należącą do oskarżonego, co potwierdziły badania DNA
- mówił sędzia Jarosław Papis, którego słowa cytuje fakt.pl.
Za Mirosławem wystawiono Europejski Nakaz Aresztowania. Śledczy pracowali w pocie czoła, żeby ustalić, gdzie może znajdować się mężczyzna. Przez wiele lat nie przynosiło to jednak żadnych rezultatów. Było pewne, że sprawca zmienił swój wygląd i tożsamość, co zdecydowanie utrudniało śledztwo. Portal rmf24.pl podaje, że policja podejrzewała początkowo, że Mirosław może ukrywać się w Niemczech lub Grecji. Ostatecznie jednak najbardziej prawdopodobna wydawała się Rosja. Mężczyzna nie posługiwał się już jednak swoim prawdziwym imieniem i nazwiskiem i dzięki temu przez wiele lat pozostawał nieuchwytny. Taki stan rzeczy utrzymał się aż do 2019 roku, kiedy w sprawie zabójstwa Hanny S. nastąpił przełom.
Policji udało się ustalić, jakim imieniem i nazwiskiem może posługiwać się Mirosław. Funkcjonariusze nie zdradzili jednak, w jaki sposób dotarli do tych informacji. Mężczyzna przedstawiał się jako Marc Rosso i mówił wszystkim, że jest z pochodzenia Francuzem. Przeprowadził się do Iwanowa w zachodniej Rosji i tam poznał swoją przyszłą partnerkę. Miał z nią nawet syna o imieniu Miroslav.
Funkcjonariuszom udało się dotrzeć do wspomnianej kobiety, jednak ta nie miała dla nich dobrych wieści. Powiedziała policji, że jakiś czas temu rozstała się z podejrzanym i nie ma żadnych informacji na temat miejsca jego pobytu. Na odnalezienie Mirosława nie trzeba było jednak długo czekać, bo służby w Iwanowie wiedziały już kogo szukać i podeszły do tego zadania bardzo skrupulatnie. Zaledwie kilka miesięcy później na policję zgłosiła się kobieta, która zeznała, że jej partner ją pobił. Okazało się, że mężczyzną tym był właśnie od lat poszukiwany Mirosław.
Rosyjska policja zatrzymała Mirosława. Po kilku miesiącach mężczyzna był już w Polsce. Początkowo nie przyznawał się do zarzucanych mu czynów. Mirosław twierdził, że ktoś go wrabia.
W ciasnym pokoju ktoś wstaje od stołu w warunkach, gdy wszyscy są podpici, przechodzi, my zostajemy. Jeżeli ja byłem ubrany w kurtkę ortalionową, to mogłem nawet nie poczuć, że ktoś się o mnie otarł, ale ten materiał genetyczny mógł zostać przeniesiony. Myślę, że tak właśnie było.
- wyjaśniał Mirosław, o czym pisała "Gazeta Wyborcza".
Obrońca mężczyzny nie dawał za wygraną. Wnioskował nawet o uniewinnienie Mirosława. Sąd nie miał jednak złudzeń. Badania psychiatryczne, psychologiczne oraz seksuologiczne wykazały, że mężczyzna ma nieprawidłową osobowość z zaburzeniami seksualnymi i sadystycznymi. Ostatecznie stwierdzono jednak, że w chwili popełnienia przestępstwa był poczytalny. W kwietniu 2022 roku Sąd Okręgowy w Łodzi skazał Mirosława na 25 lat pozbawienia wolności i 10 lat pozbawienia praw publicznych. Wyrok nie był prawomocny.