Najdłuższe śledztwo w PRL. Przesłuchano ponad 160 tys. osób, a zabójców 16-latka i tak nie znaleziono

Śmierć Bohdana Piaseckiego, syna Bolesława Piaseckiego, od wielu lat pozostaje niewyjaśnioną zagadkę. Zarówno historycy, jak i badacze dziejów, nie potrafią wskazać jednoznacznej teorii, która wyjaśniałaby okoliczności morderstwa zaledwie 16-letniego ucznia warszawskiego liceum.

Bolesław Piasecki, dawny więzień NKWD, był twórcą stowarzyszenia PAX, które od 1947 roku skupiało tzw. postępowych katolików - w tym członków Ruchu Narodowo-Radykalnego Falanga (ONR-Falanga) - którzy wspierali władze komunistyczne. Jego działalność sprawiła, że powszechnie zaczęto uważać jego i jego współpracowników za środowisko, którego zamiarem było rozbicie Kościoła. Wielu twierdzi, że śmierć Bohdana Piaseckiego miała sporo wspólnego z działaniami ojca.

Zobacz wideo Polskie kino coraz częściej zachwyca się PRL-em

16-latek wyszedł ze szkoły. Zaczepił go nieznajomy mężczyzna i wsadził do taksówki

Urodzony 12 sierpnia 1941 roku Bohdan Piasecki uczęszczał do Liceum Ogólnokształcącego pw. św. Augustyna w Warszawie, które znajdowało się nieopodal mieszkania rodziny Piaseckich. 22 stycznia 1957 roku 16-letni wówczas Bohdan wyszedł z budynku szkoły wraz z trzema znajomymi. W pewnym momencie podszedł do nich nieznajomy mężczyzna i zapytał, który z nich ma na nazwisko Piasecki. Po chwili pokazał mu niezidentyfikowany dokument i wraz z nastolatkiem udał się w stronę taksówki, która stała przy ulicy Wejnerta.

Dwaj koledzy Piaseckiego - Wojciech Szczęsny i Janusz Świątkowski byli nieco zaniepokojeni takim obrotem spraw, dlatego spisali numer rejestracyjny taksówki (T-75-222), a następnie poinformowali o zajściu brata Bohdana - Jarosława. Po godzinie udali się natomiast do ich domu, gdzie o wszystkim powiedzieli siedzącemu w swoim biurze Bolesławowi Piaseckiemu. Ten, niewiele myśląc, zadzwonił do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i domagał się, aby jak najszybciej rozpoczęto poszukiwania.

Początkowo poszukiwania kierowcy lub właściciela taksówki nie dawały żadnych rezultatów. Okazało się, że należała ona do Miejskiego Przedsiębiorstwa Taksówkowego, ale milicjantom brakowało innych informacji, które skierowałyby ich w stronę domniemanego porywacza. Kierowcę pojazdu udało się zatrzymać dopiero w godzinach wieczornych, kiedy to jeden z pracowników stowarzyszenia PAX odnalazł samochód o wskazanych numerach rejestracyjnych przy ulicy Nowy Świat.

Przeczytaj więcej aktualnych informacji na stronie głównej Gazeta.pl.

Ojciec porwanego nastolatka dostał list z żądaniem okupu. Potem były zagadki

Po około dwóch godzinach od porwania podający się za przedstawicieli Ministerstwa Oświaty porywacze zadzwonili do Bolesława Piaseckiego. Zakomunikowali mu, że w Urzędzie Pocztowym nr 1 znajduje się dla niego list. Jak się okazało, była w nim informacja o porwaniu syna i żądania w postaci czterech tysięcy dolarów i 100 tysięcy złotych w zamian za jego uwolnienie. Dwa dni później Piasecki ponownie dostał telefon, dowiadując się, że do przekazania pieniędzy ma dojść w restauracji "Kameralna" przy ulicy Foksal. Na spotkanie wysłano księdza prefekta liceum, Mieczysława Suwałę, w asyście milicjantów.

Po przybyciu na miejsce, duchowny stanął przed koniecznością rozwiązywania swego rodzaju zagadek. Najpierw został telefonicznie poinformowany, że musi się udać do budynku przy alei na Skarpie 65, gdzie czekała na niego instrukcja. Później jeszcze kilkukrotnie miał udawać się w inne miejsca. 24 stycznia porywacze ponownie zadzwonili do Piaseckiego. Okazało się, że obserwowali księdza Suwałę i widzieli z nim milicjantów, dlatego podwyższyli kwotę okupu o 100 tysięcy złotych. Kolejna informacja miała czekać przy słupie milowym na ul. Marszałkowskiej. Miał ją odczytać wysłannik Piaseckiego - Ryszard Reiff. Takowej jednak nie było.

Dalszy przebieg wydarzeń opisał historyk Peter Raina w swojej książce pt. "Sprawa zabójstwa Bohdana Piaseckiego". Reiff zadzwonił do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i poinformował o utracie kontaktu z porywaczami. W odpowiedzi dostał polecenie, aby ponownie udać się we wskazane wcześniej miejsce. Tym razem znalazł notatkę, ale przerobiona w nim była godzina wykonania dalszej instrukcji. Jak się później okazało, pracownicy MSW przejęli list, co zaczęło wzbudzać podejrzenia, że sprawcy mogli mieć swojego informatora w resorcie. W kolejnych dniach Reiff dostał kolejne instrukcje, natomiast 28 stycznia kontakt ostatecznie został zerwany.

Znaleziono kierowcę taksówki. Sprzedał mieszkanie, zaczął wysyłać paczki za granicę

W toku śledztwa milicjanci ustalili, że kierowcą taksówki, do której wsiadł Bohdan Piasecki, był Ignacy Ekerling. Służby nie wierzyły w jego zeznania, które rzekomo nie pokrywały się z wersjami, które przedstawili inni świadkowie. Co więcej, nie był także w stanie podać dokładnego rysopisu porywaczy, choć z jednym z nich spędził w samochodzie około 40 minut. Sporo wątpliwości dotyczyło również obranej przez niego trasy, która z punktu widzenia kierowcy miała być niewygodna i uciążliwa. Spekulowano, że mógł ją wybrać, aby ominąć sygnalizację świetlną i posterunek milicji.

Podejrzeń w kierunku Ekerlinga z biegiem czasu było coraz więcej. Choć jego zeznania i informacje od świadków całkowicie nie zgadzały się z przekazanymi przez niego szczegółami, a na dodatek wysłał swoje bagaże za granicę, sprzedał mieszkanie i wyrobił paszport, władze nie podejmowały wobec niego żadnych działań. W kwietniu 1957 roku Wojciech Szczęsny, który na własne oczy widział porwanie Piaseckiego, został napadnięty. Cudem udało się go uratować przed samobójstwem, które rzekomo miało być skutkiem nieustannego śledzenia przez niezidenfytikowaną osobę.

1 kwietnia Ignacy Ekerling został aresztowany. W mieszkaniu służbowym, które otrzymał od MSW, znaleziono dane pięciu osób (Zygmunta Rodziewicza, Szyi Szewca, Jana Kossowskiego, Toruńczyka i Kostańskiego), którzy niedługo po zabójstwie Piaseckiego wyjechali do Izraela.

Znalezienie ciała Bohdana Piaseckiego

8 grudnia 1958 roku hydraulicy przeprowadzali rutynową kontrolę instalacji w domu przy ulicy Świerczewskiego 82a. W czasie inspekcji ich uwagę zwróciły drzwi do piwnicy, które były przybite gwoździami. Po wejściu do środka znaleźli ciało Bohdana Piaseckiego, które było w stanie naturalnej mumifikacji. Sekcja zwłok wykazała, że do zgonu mogły doprowadzić zarówno obrażenia głowy (po uderzeniu tępym narzędziem), jak i klatki piersowej (w serce wbito mu gwoździa, a w klatkę sztylet o długości 16 centymetrów.

Budynek, w którym znaleziono ciało Bohdana PiaseckiegoBudynek, w którym znaleziono ciało Bohdana Piaseckiego fot. Wikimedia Commons

Oskarżony Ignacy Ekerling pod koniec 1959 roku został zwolniony z aresztu. Ostatecznie nie poniósł żadnej kary, podobnie jak inni zaangażowani w tę sprawę. Choć zarówno on, jak i wcześniej wytypowani mężczyźni znajdowali się w gronie głównych podejrzanych, ominęła ich odpowiedzialność, nawet pomimo obciążenia dowodami. Sprawa śmierci Bohdana Piaseckiego była też najdłuższym śledztwem w historii PRL - zamknięte zostało dopiero w 1982 roku. W tym czasie służby przesłuchały, śledziły lub podsłuchiwały ponad 160 tysięcy osób. Wśród podejrzanych były też osoby zatrudnione w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych (tzw. żydowska frakcja w MSW) - jednak wszystkie wyjechały do Izraela po zabójstwie syna Piaseckiego.

Teorie na temat zabójstwa

W kolejnych dekadach wielu historyków i badaczy dziejów podejmowało próby wyjaśnienia okoliczności śmierci Piaseckiego. Historyk Jan Żaryn w swojej książce pt. "Kościół w PRL" stwierdził, że komunistyczna SB celowo prowadziła śledztwo w taki sposób, aby nie doprowadzić do wyjaśnienia sprawy. Jego zdaniem dochodziło do zacierania śladów, mylenia faktów i ginięcia dowodów. Brat Bohdana, Jarosław, stwierdził natomiast, że umorzenie śledztwa było następstwem działań premiera Józefa Cyrankiewicza i sekretarza KC PZPR Jerzego Albrechta, a decyzję w tej sprawie miał podjąć sam Władysław Gomułka.

Współczesne śledztwo IPN-u skłania się ku wersji, że za porwaniem i zbrodnią kryła się chęć wymuszenia okupu od ojca, który w tamtym czasie był jednym z najbogatszych Polaków. Podobny ogląd na sprawę przedstawił publicysta i historyk Andrzej Garlicki. Jego zdaniem porywacze wcale nie chcieli zabić Bohdana Piaseckiego, a jedynie planowali szantażować jego ojca. Nastolatek miał jednak zginąć na skutek strachu oprawców przed konsekwencjami.

Więcej o: