"W celi z oknem zamurowanem, tak ciemnej, że zaledwie dzień od nocy odróżnić było można, a fetorem przepełnionej, okazało się przy płomieniu świecy stworzenie podobne do ludzkiego, nagie zupełnie, w kąciku siedzące na podłodze, okryte brudem i kałem. (…) Ujrzawszy ludzi Barbara Ubryk jęcząc wołała: 'Dajcie mi jeść, trochę pieczeni, bo cierpię głód'. Na zapytanie, dlaczego tu siedzi, odpowiedziała: 'Popełniłam grzech nieczystości, ale i wy, siostry, nie jesteście aniołami'" - pisał dziennik "Czas", relacjonując moment, w którym sędzia i jego towarzysze zobaczyli więzioną zakonnicę Barbarę Ubryk.
Sprawą zainteresowały się nie tylko polskie, ale i zagraniczne media. Czy siostra Barbara została zamknięta w celi, bo chciała uciec z klasztoru do swojego kochanka? Czy wtrącono ją do ciemnego pokoju, bo odrzuciła zaloty spowiednika? Takie plotki krążyły po Krakowie, jednak prawda okazała się inna.
Więcej podobnych artykułów przeczytasz na stronie głównej Gazeta.pl
Anna Ubryk urodziła się 14 lipca 1817 roku w Węgrowie na Mazowszu. Jej ojciec Jakub, który był właścicielem niedużego zakładu stolarskiego, zmarł, gdy Anna miała zaledwie 13 lat. Trzy lata później zmarła też matka Anny, Marianna. Nastolatka i jej trzy siostry były zdane na siebie. Same prowadziły gospodarstwo domowe - opisuje Onet.
W 1836 roku, gdy Anna miała 19 lat, jej starsza siostra zawiozła ją do warszawskiego klasztoru sióstr wizytek. Wstąpiła do nowicjatu, ale go nie ukończyła. To tam miała pierwszy psychotyczny epizod. Młoda kobieta krzyczała przez sen, mówiła też, że widzi złe duchy. Dlatego wizytki wydaliły ją z zakonu.
W 1840 roku Anna trafiła do Krakowa. Zgłosiła się wówczas do karmelitanek bosych.
- To najsurowszy zakon żeński. Po ślubach wieczystych nie można już z niego wychodzić, czego kandydatki były świadome. Zdawały sobie sprawę, że od tej chwili będą żyć już tylko za kratami, które odgradzają je od świata, że nie mogą wyjść na ulicę czy odwiedzić rodzinnego domu. Zwolnienie z klauzury mógł dać tylko przełożony z Rzymu i to w wyjątkowych wypadkach. Tego się właściwie nie praktykowało. (...) W klasztorze panowało milczenie, siostry uczone były nawet tego, żeby poruszać się bezszelestnie. Sporo kontemplowały, żyły w ciszy, nawet praca ręczna, jaką wykonywały, miała być jak najprostsza, aby nie zajmowała umysłu. Ich myśli miały być skierowane tylko ku Bogu - opowiedziała w rozmowie z portalem weekend.gazeta.pl Natalia Budzyńska, autorka książki "Ja nie mam duszy".
Po roku karmelitańskiego nowicjatu Anna przyjęła śluby wieczyste, przybierając imię zakonne Barbara Teresa od św. Stanisława. Dwa lata później jej choroba psychiczna znów dała o sobie znać.
Otóż w chórze zaczęła przewracać brewiarz, śmiać się na głos, nos silnie siąkać. Tekla B., wstępując w 1845 roku do zakonu, zastała Barbarę przy usposobieniu żywem, różne psoty wyrabiającą.(...) Gdy ks. Dominik w rozmownicy spowiedź z nią odprawiał, spowiadała się godzin 15, a to jednego dnia siedem, a drugiego osiem, tak że pierwszego dnia i księdza i ją ledwie przy zmysłach wyprowadzono
- czytamy w sprawozdaniu sądowym, które cytuje TVN24.
Siostry wzywały do Barbary lekarzy, którzy próbowali pomóc jej popularnymi w tamtym czasie metodami - upuszczali jej krew, przystawiali pijawki, aplikowali zimne okłady i środki przeczyszczające. Mimo to stan młodej zakonnicy się pogarszał.
W 1842 roku Barbara miała zamknąć się w celi. Kobieta rozebrała się do naga, a następnie stanęła w oknie. Z niektórych opisów wynika, że zakonnica tańczyła i pokazywała przez okno niewybredne gesty lub śpiewała lubieżne piosenki. Wówczas zakonnice postanowiły ją odizolować. Barbara trafiła do karceru.
Młoda zakonnica została umieszczona w pomieszczeniu, do którego nie docierało światło słoneczne. Rozebrano w nim piec i wyniesiono łóżko. Barbara darła na sobie habit i koszule, więc siostry przestały dawać jej nowe ubrania. Kobieta spała na słomie, jedzenie podawano jej przez szparę pod drzwiami.
- Myślę, że w pewnym momencie siostry, zmęczone całą tą sytuacją, poddały się. I zostawiły Barbarę samej sobie. Trudno się pogodzić z tym, że przed ostatnie siedem lat pobytu w karnej celi Barbarą nikt się nie zajmował, nikt jej nie odwiedzał. Lekarz opiekujący się w 1869 roku karmelitankami zeznał, że siostry w ogóle go do niej nie zaprowadziły, nigdy mu o niej nie wspominały, gdy bywał w klasztorze, odwiedzając chore zakonnice. Barbara żyła w totalnej izolacji - opowiedziała Budzyńska.
Barbara Ubryk była więziona przez ponad 20 lat. Jej męka zakończyła się dzięki anonimowemu informatorowi, który napisał list do Sądu Okręgowego w Krakowie. Los chciał, że dokument ten trafił do rąk młodego sędziego Władysława Gebhardta, który był poza układami towarzyskimi Krakowa. Gebhardt przejął się sprawą i postanowił ją wyjaśnić.
- Trzeba było jednak ogromnej delikatności, bo rzecz dotyczyła zasłużonego zgromadzenia, poza tym obowiązywał przecież konkordat, więc należało zawiadomić o wszystkim biskupa Antoniego Gałeckiego. Sędzia zjawił się u niego zaraz na drugi dzień, a biskup, choć podejrzewał mistyfikację, wydał jednak natychmiast zgodę na wejście komisji śledczej za klauzurę i napisał do karmelitanek list nakazujący pełną współpracę z wymiarem sprawiedliwości. Do komisji dołączył swojego przedstawiciela, na czym zresztą zależało sędziemu śledczemu. Chodziło o całkowitą przejrzystość procedury - tłumaczyła Budzyńska w rozmowie z portalem weekend.gazeta.pl.
Możemy się domyślać, że gdy członkowie komisji otworzyli drzwi do celi, w której znajdowała się Barbara Ubryk, oniemieli.
Po otworzeniu tych drzwi zapartych na skobel (…) uderzyła najpierw woń zgnilizny i w ciemności obok drzwi ujrzano istotę żywą bez najmniejszego okrycia, skuloną w kuczki, brudną, z głową krótko ostrzyżoną. Ciało zaś przedstawiało istny szkielet, poobijany zapewnie przez tłuczenie się po ścianie
- czytamy w sądowym sprawozdaniu.
Biskup Gałecki miał zrugać zakonnice. "Czy wy jesteście ludźmi czy furiami, że stworzenie boskie tak traktujecie?" - miał powiedzieć. Hierarcha zwolnił Barbarę Ubryk z klauzury zakonnej, dzięki czemu mogła zostać przewieziona do szpitala. Podczas wstępnych badań okazało się, że waży jedynie 34 kilogramy.
Sprawą szybko zainteresowały się media. Informacje, które docierały do opinii publicznej, rozwścieczyły mieszkańców Krakowa.
- Dwa dni po ujawnieniu sprawy Barbary przez miasto przeszły największe w historii Polski antyklerykalne manifestacje. Protesty, na których czele stali przedstawiciele krakowskiej inteligencji, wymknęły się szybko spod kontroli. Dołączyli do nich chuligani, i tak przed dwa dni i dwie noce Kraków był dosłownie oblężony. Wybuchły zamieszki, tłum zniszczył bramę u karmelitanek, wybijano szyby w innych klasztorach, pobito przełożonego jezuitów i innych zakonników. Żądano zlikwidowania i zamknięcia wszystkich klasztorów - opowiedziała autorka książki "Ja nie mam duszy".
W sprawie Barbary Ubryk aresztowano m.in. przeoryszę zakonu Marię Wężyk oraz jej poprzedniczkę Maurycję Ksawerię Josaph. Śledztwo wykazało, że wiele osób wiedziało o kobiecie zamkniętej w celi karmelitanek bosych. Sąd zastanawiał się, czy skazać mniszki za bezprawne uwięzienie i spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu Barbary, ale 25 listopada 1869 roku miała miejsce rozprawa, w wyniku której zaniechano dalszego śledztwa przeciwko karmelitankom. Podczas procesu zakonnice twierdziły, że robiły wszystko, co kazali im lekarze. Wskazywały też, że skoro Barbara Ubryk przeżyła w zamknięciu ponad 20 lat, to opiekowały się nią dobrze.
Barbara Ubryk zmarła w osamotnieniu w 1891 roku. Nie zachowało się żadne jej zdjęcie.
- Najbardziej przerażające jest dla mnie to, że wszyscy potraktowali tę kobietę instrumentalnie. Stała się na krótki czas narzędziem walki światopoglądowej antyklerykałów i antypapistów ze środowiskami konserwatywnymi. Potem nie obchodziła już nikogo. Ostatnie lata spędziła w szpitalu, który mieścił się naprzeciwko klasztoru karmelitanek, dosłownie po drugiej stronie ulicy - powiedziała Natalia Budzyńska.